Muszę to powiedzieć od razu: w rodzinie wszyscy powinni sobie pomagać. Ale nie należy też być bezczelnym.

Moja młodsza siostra Marysia z jakiegoś powodu uważa, że wszyscy muszą jej pomagać tylko dlatego, że nie potrafiła ułożyć sobie życia. Nie bierze pod uwagę, że inni też mogą mieć problemy.

Wszystko się zmieniło, gdy miałam cztery lata. Wtedy urodziła się moja młodsza siostra. Spacery, karmienie, ubieranie, mycie - nauczyłam się tego wszystkiego dość szybko.

Od tamtej pory ciągle słyszałam to samo: „Ustąp siostrze, przecież jesteś starsza”. Najwyraźniej Marysia przyzwyczaiła się do tego i korzysta z tego nawet w dorosłym życiu.

Teraz siostra ma 25 lat, do niedawna była szczęśliwą mamą i żoną. Ale wszystko zmieniło się podczas jej urlopu macierzyńskiego.

Tak się złożyło, że mąż Marysi, Sebek, został bezrobotny niemal od razu po tym, jak urodził im się syn. Brakowało pieniędzy, więc rodzina musiała oszczędzać.

Gdy zobaczyłam, że są przygnębieni, zasugerowałam mojemu mężowi, aby co jakiś czas zapraszać Sebka i Marysię do kina, kawiarni lub po prostu do siebie. Oczywiście nie żądaliśmy od nich pieniędzy, za wszystko płaciliśmy sami.

Sebek bardzo się tym przejmował, ale Marysia traktowała wszystko jako coś oczywistego. Z czasem jej mąż znalazł nową pracę, a wtedy moja siostra zupełnie zapomniała o tym, że trzeba oszczędzać.

Rodzice przywozili jej jedzenie, wózek, łóżeczko, ubrania i buty kupili krewni. Doszło do tego, że po urlopie macierzyńskim Marysia nie wróciła do swojej pracy, gdyż postanowiła z niej zrezygnować. Wtedy nasza mama nie wytrzymała:

- Marysia, macie dużo pieniędzy? Dlaczego postanowiłaś złożyć wypowiedzenie? Przecież dopiero niedawno mówiłaś, że nie macie pieniędzy na wszystkie rachunki.

- Mamo, po co mam teraz pracować? Pawełek zaczął chodzić do przedszkola. Jeśli będzie często chorował, to i tak zostanę zwolniona. Wolę zostać w domu, zająć się domem.

„Ciekawe, czyżby miała tak dużo pracy w jednopokojowym mieszkaniu? Nawet kaktus uschnął” - pomyślałam, jednak nic nie powiedziałam.

Wkrótce stało się jasne, że złożenie wypowiedzenia stało się przyczyną konfliktu między Marysią a Sebkiem. Pewnego dnia zadzwoniłam do niego, aby zaprosić ich do nas, lecz szwagier, prawie płacząc, zaczął mówić o ich wspólnym życiu z Marysią:

- Olu, czy ty żartujesz? Przecież ciągle przychodzimy do was, jemy i pijemy. Jest mi już głupio. Do tego nie jesteśmy już z Marysią razem. Złożyłem pozew o rozwód. Mam już dość zaspokajania jej zachcianek.

Wracam o 22:00, lecz w kuchni widzę mnóstwo brudnych naczyń, do tego nie ma żadnej kolacji dla mnie. To tak, jakbym wcale nie zarabiał pieniędzy na jedzenie. Nie jestem nawet pewien, czy karmi naszego syna w domu.

Przynajmniej dziecko może zjeść w przedszkolu. Ona nie chce pracować, nawet z domu. W ogóle nie sprząta. Myślałem, że będzie czekać na mnie po pracy, zrobi kolacje i będzie uśmiechnięta, a okazało się odwrotnie.

Jestem zmęczony. Wolę zabierać syna na weekendy i płacić alimenty niż mieszkać z tą zołzą w jednym mieszkaniu.

Sebek spakował swoje rzeczy i wyprowadził się. Szczerze mówiąc pomyślałam wtedy, że Marysia zmądrzeje i będzie bardziej samodzielna. Ale moja siostra, jak się okazało, dobrze się czuje w roli ofiary.

Teraz jedyne co od niej słyszę to: „ten ojciec”, „dupek” i „niewdzięcznik”. Robiła dla byłego męża wszystko, a on tego nie doceniał.

Jednak rozwód Marysi i Sebka doprowadził do tego, że moja siostra w końcu znalazła sobie pracę. Jednak mimo wszystko pozostała w roli ofiary i zaczęła prosić wszystkich, aby odbierali jej syna z przedszkola.

Jako pierwsza wpadłam w tę pułapkę. Dwa lub trzy razy pojechałam odebrać mojego małego siostrzeńca. Jednak pewnego razu musiałam dłużej zostać w pracy.

- Przykro mi, Maryśka, nie mogę dziś odebrać Pawełka.

- Jesteś taka okrutna, siostro. Tak bardzo się stresuję z powodu Sebka. Pomóż mi po raz ostatni - powiedziała Marysia.

- Przykro mi, ale nie. Ani razu nie podziękowałaś mi za pomoc, a tak przy okazji, musiałam jechać na drugi koniec miasta, żeby odebrać twojego syna. Nie zapominaj, proszę, że moje własne dzieci czekają na mnie w domu - odpowiedziałam i rozłączyłam się.

W końcu mały Pawełek został odebrany z przedszkola przez babcię. Jego mama nie miała czasu.

Tydzień później moja siostra wymyśliła co innego. Stworzyła czat na Messengerze i dodała tam wszystkich krewnych. Chodzi o to, że za miesiąc Pawełek skończy 5 lat. Marysia wrzuciła listę prezentów dla swojego syna.

Nie ma w tym nic złego, jednak nie uważam, że konsola PlayStation, dron i telewizor plazmowy są niezbędnymi prezentami dla przedszkolaka.

Napisałam to na czacie. Wtedy wypadłam z łask siostry. Zadzwoniła do mnie i powiedziała, żebym nie przychodziła na przyjęcie urodzinowe jej syna.

- Przecież wiesz, że samotnie wychowuję syna i nie stać mnie na wiele rzeczy. Powinnaś mnie wspierać, a nie krytykować. Nie chcę cię więcej widzieć! - Marysia zaczęła krzyczeć.

Cóż, niech będzie. Mogę poprosić Sebastiana, by przekazał prezent mojemu siostrzeńcu.

Najciekawsze jest to, że wszyscy krewni są tego samego zdania co do wyboru prezentów i zdecydowali, że kupią bardziej potrzebne rzeczy, a nie te, które wybrała moja siostra. Inaczej następnym razem Marysia poprosi o futro dla siebie zamiast prezentu dla syna.

Główne zdjęcie: story