Pani Maria siedziała na ławce w domu opieki, a z jej oczu płynęły łzy. Dziś kończyła osiemdziesiąt lat, ale jej dzieci nie złożyły jej nawet życzeń.

Jedyną osobą, która jej złożyła życzenia, była jej współlokatorka, Alicja, która nawet dała jej mały prezent. Pielęgniarka Natalia dała jej jabłko na urodziny. Ogólnie dom opieki był dobry, ale personel był nieczuły.

Wszyscy rozumieli, że dzieci przywożą tu starsze osoby, gdy zaczynają im przeszkadzać. Pani Maria została tu przywieziona przez syna, który powiedział, że starsza kobieta musi odpocząć i wyzdrowieć, ale tak naprawdę tylko przeszkadzała synowej.

Była właścicielką mieszkania, ale potem syn namówił ją do tego, by sporządziła akt darowizny. Zanim podpisała wszystkie potrzebne dokumenty, przekonał ją, że będzie mieszkać w swoim mieszkaniu tak jak do tej pory. Jednak potem wszyscy się do niej wprowadzili i synowa zaczęła źle ją traktować.

Synowa zawsze miała jej coś do zarzucenia: ugotowała niesmaczny barszcz, nie wytarła wodę w łazience itd. Na początku syn stawał w obronie matki, ale potem przestał, nawet zaczął na nią krzyczeć. Z czasem Pani Maria zaczęła zauważać, że jej syn i synowa zaczęli o czymś cicho rozmawiać.

Potem syn zaczął mówić, że dobrze by było, gdyby odpoczęła i wyzdrowiała. Patrząc synowi w oczy, matka zadała mu pytanie:

- Chcesz zawieźć mnie do przytułku, synu?

Syn zaczerwienił się, odwrócił wzrok i powiedział:

- Mamo, co ty mówisz, to tylko sanatorium, pojedziesz na miesiąc by odpocząć, a potem wrócisz do domu.

Wtedy ją przywiózł, podpisał jakieś dokumenty, obiecał, że niedługo wróci i pojechał. Minęło już prawie dwa lata, odkąd tu mieszka.

Po miesiącu spędzonym w tym miejscu zadzwoniła do syna, ale wtedy odebrał nieznajomy mężczyzna, który powiedział jej, że syn sprzedał to mieszkanie, które kiedyś należało do niej. Nie miała pojęcia, gdzie go teraz znaleźć. Na początku płakała, ponieważ kiedy ją tu przywieziono, dobrze wiedziała, że już nie będzie mogła wrócić do domu. Bardzo cierpiała, że kiedyś skrzywdziła swoją córkę ze względu na syna.

Pani Maria mieszkała poza miastem. Mieli duży dom i prowadzili gospodarstwo. Pewnego dnia przyszedł sąsiad i zaczął opowiadać jej mężowi, że w mieście żyje się lepiej: są tam dobre zarobki i zapewniają mieszkanie.

Mężowi od razu spodobał się pomysł przeprowadzki do miasta. Namówił Marię, sprzedali wszystko i przenieśli się do miasta. Sąsiad miał rację, od razu dostali mieszkanie, potem zaczęli stopniowo kupować meble, a nawet udało im się kupić stary samochód. Niestety mąż miał wypadek.

Mąż Marii zmarł następnego dnia po wypadku na skutek odniesionych obrażeń. Kiedy go pochowano, została sama z dwójką dzieci. Wieczorami sprzątała klatki schodowe. Maria miała nadzieję, że kiedy dzieci dorosną, będą jej pomagać, ale tak się nie stało.

Na początku jej syn wpadł w tarapaty i musiała pożyczyć sporą sumę, aby uratować go przed więzieniem. Po jakimś czasie córka wyszła za mąż i urodziła dziecko. Na początku wszystko było w porządku, potem wnuk zaczął chorować. Córka zrezygnowała z pracy, aby opiekować się synem, ale lekarze nadal nie byli w stanie zdiagnozować choroby.

U dziecka zdiagnozowano chorobę, którą można było wyleczyć tylko w jednej klinice. Jednak lista oczekujących była bardzo długa. Podczas gdy córka leczyła syna, mąż ją zostawił. Wtedy córka poznała wdowca w jednym ze szpitali, którego córka miała taką samą chorobę.

Zaczęli mieszkać razem. Cztery lata później mąż córki potrzebował pieniędzy na operację. Maria miała pieniądze, lecz to były oszczędności, które chciała przeznaczyć na wkład własny dla syna.

Kiedy córka poprosiła matkę o pożyczkę, ta odmówiła, nie chcąc dawać pieniędzy dla nieznajomej osoby. Córka obraziła się na nią i powiedziała, że od teraz nie jest dla niej matką. Nie utrzymywały kontaktu od jedenastu lat.

Pani Maria się podniosła i zaczęła powoli iść w stronę wejścia do domu opieki. Nagle usłyszała:

- Mamo!

Rozejrzała się i zobaczyła swoją córkę. W tym momencie nogi jej się ugięły i prawie się przewróciła, ale córka ją złapała.

- Tak długo cię szukałam. Brat nie chciał podać mi adresu. Powiedział mi dopiero, gdy zagroziłam, że pozwę go za to, że sprzedał twoje mieszkanie niezgodnie z prawem.

- Mamuś, przepraszam, że tak długo Cię nie odwiedzałam. Na początku byłam na ciebie bardzo zła, potem ciągle to odkładałam i było mi bardzo wstyd. Kilka tygodni temu śniłaś mi się, jak spacerujesz po lesie i płaczesz.

Kiedy obudziłam się rano, czułam się bardzo źle. Opowiedziałam mężowi o tym śnie, a on poradził mi, żebym pogodziła się z tobą. Przyjechałam, a tam byli nieznajomi, którzy nigdy cię nie widzieli. Potem musiałam długo szukać brata. Mamy duży dom nad morzem. Mąż kazał mi zabrać cię do nas.

Pani Maria przytuliła córkę i rozpłakała się, ale tym razem ze szczęścia.

Główne zdjęcie: youtube