Dla mnie przyjazd teściowej jest porównywalny z dwoma remontami, przeprowadzką i pożarem. Ciągle uważa, że wie wszystko najlepiej i oczywiście musi przekazywać swoją tajemną wiedzę mnie. Przychodzi do mnie, przekłada rzeczy z miejsca na miejsce, upomina mnie i robi wyrzuty, że teraz to świat zwariował, ale ona wszystko wie i pamięta i powinnam jej słuchać i być wdzięczna.

Dzięki Bogu, mieszkamy stosunkowo daleko od teściowej - pięć godzin drogi pociągiem, bo inaczej dojeżdżałaby do nas codziennie, a my z mężem zwariowalibyśmy. Po każdej wizycie matki potrzebny nam był przynajmniej tydzień, żeby wszystko posprzątać i porozmawiać. A przyjeżdżała prawie co miesiąc przez ostatnie trzy lata. Jedyny raz, kiedy siedziała w domu i się nie ruszała, to była kwarantanna, przynajmniej jakaś korzyść z tego wszystkiego.

Mieszkamy z mężem w mieszkaniu, które zostawiła mi babcia. Od ostatniego remontu minęły wieki, ponadto jakiś czas mieszkanie było wynajmowane, więc nie było w idealnym stanie. Postanowiliśmy jednak wprowadzić się od razu, stopniowo dokonując napraw. Głupio było przepłacać za wynajęte mieszkanie.

W tym czasie po raz pierwszy odwiedziła nas teściowa Irena. Mąż próbował odwieść matkę od wizyty, tłumacząc, że nie jesteśmy jeszcze gotowi na przyjęcie gości, że remontujemy, ale łatwiej jest zatrzymać odjeżdżający pociąg. Teściowa przyjechała i od razu zaczęła działać.

W ciągu pierwszego dnia zdążyła kupić nam tapetę obrzydliwie kolorową i nawet w kwiatki. Była dumna ze swojego zakupu, co więcej, zdążyła nawet przykleić trzy paski, wcześniej brudząc cały pokój. Byliśmy z mężem w szoku, gdy zobaczyliśmy to wieczorem.

Nie planowaliśmy remontu przedpokoju, myśląc, że to ostatnie pomieszczenie, które wymaga uwagi. Zaczęliśmy od łazienki, mąż metodycznie zrywał stare płytki. Teraz nasz dom był w kompletnej rozsypce - teściowa wszystko odsuwała, przestawiała, zmieniała aranżację, gdy zdzierała tapetę. Dom szybko zaczął przypominać poligon.

Mój mąż próbował delikatnie wytłumaczyć mamie, że nie potrzebujemy jej pomocy, ale ona tylko uśmiechnęła się szeroko i powiedziała, że nie jest to dla niej problem. A ja stałam tam, próbując nie wybuchnąć płaczem. Wyszłam ze starodawnego, ale przytulnego i czystego mieszkania, a wróciłam i zastałam pobojowisko.

Mąż uspokajał mnie całą noc. Teściowa zauważyła mój stan, więc rano przywitała się ze skwaszoną miną, ona się stara, a ja nawet nie powiedziałam dziękuję. Za co? Że narobiła bałaganu, a my z mężem nie wiemy w co wsadzić ręce? Że nie możemy przejść przez dom, bo wszystko zastawione meblami z przedpokoju?

Moja teściowa wykończyła jedną ścianę swoją obrzydliwą tapetą, a potem zostawiła nas, żebyśmy posprzątali bałagan. Mój mąż musiał potem przez noc sprzątać po pomocy swojej matki.

Mama męża miała do nas pretensje, więc nie przychodziła przez trzy miesiące. Potem jej przeszło i postanowiła nas odwiedzić. Właśnie skończyliśmy remont. Teściowej oczywiście się to nie spodobało. Zauważyła, że tapeta w przedpokoju jest zupełnie inna, zacisnęła usta, ale nic nie powiedziała. Oceniła nasze starania jako „no nic, na początek wam wystarczy”.

Tym razem nie spodziewałam się żadnych niespodzianek ze strony Ireny. Co jeszcze mogła zrobić? Remont się skończył. Oczywiście byłam w błędzie. Mama mojego męża znalazła coś do roboty - była zdeterminowana, aby uporządkować szafki. Oznacza to, że wyrzuciła wszystko, co tam było, a następnie zaczęła układać to z powrotem w sposób, który uważała za właściwy.

Prawie spłonęłam ze wstydu, gdy zobaczyłam, jak moja teściowa z namysłem przegląda moją bieliznę. Dostałam też reprymendę, że nie można nosić czegoś takiego, bielizna powinna być wyłącznie bawełniana, a ja mam niepraktyczne koronki. Nie muszę dodawać, że następnym razem matka mojego męża przyniosła mi dziesięć sztuk dobrej jakości bawełnianych "galotów" o imponujących rozmiarach i okropnych kolorach?

Uporządkowanie wszystkiego po inwazji teściowej zajęło mi trzy dni, bo musiałam wszystko wyjąć z szafki i włożyć z powrotem. Musiałam to zrobić po jej wyjściu, żeby jej nie urazić, ale poprosiłam męża, żeby porozmawiał z nią i wyjaśnił, że nie może wchodzić ze swoimi butami do naszych spraw. Starał się, ale do mamy to nie doszło.

Przy każdej wizycie coś zmieniała, przestawiała, a czasem nawet wyrzucała. Na przykład, kiedy urodził się mój syn, teściowa pomyślała o wyrzuceniu wszystkich pieluch, twierdząc, że są szkodliwe dla dziecka. Gdyby męża nie było wtedy w domu, nie wiem, co by się stało. Zobaczył, że się kulę i wypchnął mamę do kuchni, tłumacząc, że tak się nie robi.

Rozmowy z Ireną nic nie dają. Słucha, obraża się, odchodzi, a za miesiąc lub dwa przychodzi znowu i robi to samo. Nie zniosę tego dłużej.

Nie mogę powiedzieć, że nienawidzę teściowej. Pomaga nam i służy radą, ale matkę mojego męża mogę kochać tylko na odległość. Kiedy jest w innym mieście to nie myślę o niej źle, wydaje się całkiem mądra, wie dużo rzeczy, ale kiedy tylko przekracza próg naszego mieszkania to mam ochotę uciec na koniec świata.

Nie wiem, co robić. Nie chce się kłócić, bo wiem, że nie robi tego specjalnie nam na złość, tylko na swój sposób chce nam pomóc. Ale z drugiej strony jestem już zmęczona pięcioletnim mówieniem jej, wyjaśnianiem i proszeniem, żeby nie dotykała niczego w naszym domu. Już lepiej, żeby mnie pouczała. Ale uważa, że lepiej raz mi pokazać, niż sto razy powtarzać.

Główne zdjęcie: youtube