- Martusia, czy pamiętasz, że Władek nie może jeść wieprzowiny? Jest za tłusta! - Pani Ewelina zadzwoniła pół godziny przed końcem pracy.

- Co wieprzowina ma z tym wspólnego? - Starałam się skończyć wszystkie zadania, żeby następnego dnia nie przejmować się tym, że muszę pilnie coś zrobić.

- Pewnie nic nie ugotowałaś rano na kolację. Znając życie, po pracy pójdziesz do najbliższego sklepu, gdzie mają wieprzowinę na wyprzedaży. Założę się, że będziesz chciała ją kupić!

Przez chwilę pozazdrościłam mojej teściowej zdolności dedukcyjnych.

- Możesz kupić kurczaka. Jest świeży z 20 sierpnia. Jest w niebieskim opakowaniu. Co prawda nie zdążysz go zamarynować, ale zrób go według tego przepisu, który ci kiedyś podałam - upierała się Pani Ewelina.

- Mogę najpierw skończyć pracę? - byłam już zła.

- No dobrze, - pozwoliła teściowa. - Zadzwoń do mnie, kiedy już będziesz w sklepie. Powiem ci, jaki twaróg musisz kupić.

Nawiasem mówiąc, mieszkaliśmy z Władkiem od trzech lat. Pani Ewelina niemal codziennie pojawiała się w moim domu lub dzwoniła do mnie. Ciągle próbowała doradzać, natomiast Władka prosiła o pomoc.

- Chcę wyczyścić ozdoby świąteczne, ale boję się wejść na drabinę!

Od razu po pracy Władek szedł do mamy, by pomóc jej z pudełkiem z ozdobami świątecznymi, które znajdowało się na górnej półce w szafie. Kto w ogóle czyści ozdoby świąteczne?

Mogła zadzwonić o dwudziestej trzeciej i zacząć opowiadać Władkowi o tym, że odwiedziła przyjaciółkę. Opowiadała historie z życia przyjaciółki z ostatnich dziesięciu lat. Władek nie mógł jej odmówić!

- Jak to możliwe? - oburzyłam się. - Przecież musisz wstać do pracy o szóstej rano! Dlaczego nie mogłeś jej powiedzieć, że zadzwonisz rano?

- Marto, przecież to mama... - sennie odpowiedział mój partner, nalewając sobie kawy. - Nie można powiedzieć coś takiego mamie!

Pani Ewelina przychodziła na wszystkie święta. Nie zapraszałam jej. Po prostu było mówione, że przyjdzie. Do tego musiałam ugotować różne dania. Sushi i pizza nie były akceptowane. Zaczęłam nienawidzić świąt!

Moja koleżanka z pracy miała wypadek. Trafiła do szpitala. Niestety nie było wiadomo, jak długo tam będzie. Jej pięcioletnia córka Ania została sama. Miała tylko babcię w starszym wieku. Znałam tę dziewczynkę od urodzenia, więc od razu zgłosiłam się pomóc i zaopiekować się nią.

Tak się złożyło, że tego samego wieczoru przyprowadziłam Anię do domu. Uprzedziłam o tym Władka przez telefon. Oczywiście bardzo się martwiłam, że w domu będzie jeszcze jedna osoba. Władek wrócił do domu z dużym pluszowym misiem i workiem słodyczy. Był przyjazny i miły dla dziewczynki.

Kilka dni później teściowa dowiedziała się o dziewczynce. Zrobiła aferę. Nie wiem dokładnie co powiedziała Władkowi. Ale chodziło o to, że on nie ma prawa mieć dzieci za jej życia, gdyż ona potrzebuje jego pomocy. Teraz jest młoda i pełna energii, ale może nagle zachorować. Czy zostawi ją w takiej sytuacji? Czy wybierze dzieci?

- A więc - powiedział smutno Władek. - Ania jest oczywiście cudownym dzieckiem, ale mama kazała umieścić ją w domu dziecka.

Tego samego wieczoru poprosiłam Władysława, żeby wrócił do swojej mamy. Na szczęście nie byliśmy w związku małżeńskim i mieszkaliśmy w moim mieszkaniu.

Następnego dnia zadzwoniła do mnie Pani Ewelina:

- Dobrze, że tak wyszło. Nie pasujecie do siebie, - powiedziała. - Chłopak potrzebuje żony, która wyglądałaby jak jego matka.

- Dobrze - zgodziłam się z nią. - Cieszę się, że nie jestem podobna do Pani.

Na razie mieszkamy z Anią. Czasami odwiedza nas jej babcia. Władysław dzwoni i proponuje się spotkać. W tajemnicy przed mamą. Śmieję się z tego i odmawiam. Nadal coś do niego czuję, ale nie chcę już konkurować z teściową. Może pewnego dnia w końcu przestanie mówić to, co każe mu jego mamy. Byle nie było za późno.

Główne zdjęcie: youtube