Słyszałam, że teściowe odmawiają kontaktu z synowymi, ale żeby odmawiały synom ze względu na jakieś wymyślone powody - to pierwsze słyszę To właśnie przytrafiło się mojemu mężu. „Nie potrzebuję syna, który spokojnie patrzy, jak mnie poniżają” - tak mu powiedziała. Chociaż nikt jej nie poniżał.

Kiedyś mąż, wtedy jeszcze młody mężczyzna, długo mnie nie przedstawiał swojej mamie. Byłam nawet zadowolona, ponieważ bardzo trudno mi jest rozmawiać z nowymi ludźmi, plątam się, rumienię, pocę, jąkam, generalnie jestem raczej skrępowana.

To akurat ten moment, kiedy chcesz zrobić wszystko idealnie, a wychodzi tylko gorzej. Potem wszystko się układa, ale pierwsze parę razy to prawdziwy koszmar.

Ale po zaręczynach musiałam w końcu się z nimi zapoznać. Teściowa od razu mnie zawołała do kuchni - pokroić kiełbasę i ser, umyć owoce, przepłukać i wytrzeć naczynia, no i takie drobnostki.

Nic skomplikowanego, ale ja się trochę wstydziłam, wciąż byłam skrępowana, a ona była taka głośna i zdecydowana, przyzwyczajona do wydawania poleceń. Dlatego trzęsły mi się ręce, kawałki były nierówne, prawie rozbiłam filiżankę, ogólnie rzecz biorąc, od samego początku był to prawdziwy stres.

Teściowa szybko zrozumiała, że nie będę się z nią sprzeczać, mylnie uznała mnie za osobę bez charakteru i zaczęła mnie pouczać o życiu. Dotyczyło to zarówno tamtej pamiętnej wieczornej sytuacji, jak i kolejnych lat życia rodzinnego. Problem w tym, że się myliła.

Przy pierwszym spotkaniu owszem, jestem niepewna, ale kiedy przyzwyczajam się do osoby, jest już wszystko normalnie. Po prostu w pierwszych kilku latach nie chciałam sprzeczać się z mamą męża.

No i w pierwsze lata małżeństwa pojawiała się u nas co dwa tygodnie. Wtedy jeszcze pracowała, więc czasu miała mało.

Ale w ciągu swoich krótkich wizyt przeprowadzała rewizję domu: sprawdzała, co gotuję, czym się odżywiamy, skrupulatnie oglądała mieszkanie pod kątem kurzu i plam na szkle, oceniała wygląd męża. Na szczęście nie wchodziła do szafy, ale na to bym już nie pozwoliła.

Takie zachowanie mnie nie cieszyło, ale zgodnie z radą mojej mądrej mamy postanowiłam to znieść. Raz na dwa-trzy tygodnie można było to wytrzymać. Mnie to w niczym nie szkodzi, a teściowa wygada się, podzieli się cennymi wskazówkami i zadowolona pójdzie do domu. Nikt się nie kłóci i nie złości.

Sytuacja i moje zdanie zmieniły się, gdy urodziło się dziecko, a teściowa przeszła na emeryturę. Bardzo nieszczęśliwie te dwa wydarzenia się zbiegły w czasie. Ja uczyłam się życia z dzieckiem, a teściowa zaczęła przyjeżdżać codziennie. Oczywiście w jej planach nie było cichego pomagania mi przy dziecku. Musiała mi wykłaszać kazania.

Cierpliwości starczyło mi prawie na miesiąc takich codziennych wizyt. Nie przestawała mi powtarzać, że zaniedbałam dom, podczas gdy ona kiedyś codziennie myła podłogi, aby dziecko rosło w czystości.

Mówiła, że źle karmię, trzymam i zajmuję się dzieckiem. Dziwiła się, że mamy pustą lodówkę, skoro głodny mąż wróci z pracy i trzeba go nakarmić. A ona też nie spieszyła się z utrzymaniem porządku i gotowaniem dla głodującego syna. Siedziała i wydawała polecenia. Kiedy powiedziała, że jestem złą matką, bo zakładam dziecku pieluchy, a to zdeformuje mu stawy, nie wytrzymałam.

Powiedziałam, że w swoim domu sama sobie poradzę, wiem, jak karmić męża i syna, kiedy mam sprzątać i jaki proszek wybrać do prania. A jeśli jeszcze raz odważy się nazwać mnie złą matką, to nie będzie miała kontaktu z wnukiem.

Mąż był świadkiem tej rozmowy i w pełni był po mojej stronie. Długo planował jej wszystko wyjaśnić, ale wcześniej przekonywałam go, żeby nie urządzał awantury.

- A ty jej nic nie powiesz? - Zdziwiona teściowa kiwnęła na mnie głową.

- A co mam powiedzieć? Ma rację - mąż podszedł i objął mnie ramieniem.

Teściowa zaczęła chwytać powietrze ustami, a potem w końcu była w stanie powiedzieć, że nie potrzebuje syna, który spokojnie patrzy, jak ją poniżają.

Jeszcze się z nią zgadzasz - już jakby szepnęła na wydechu teściowa, po czym się zebrała i wybiegła z mieszkania. Już od dwóch tygodni się nie pokazuje i nawet nie dzwoni. Wczoraj były jej urodziny. Mąż rano chciał zadzwonić, złożyć życzenia, a wieczorem pojechać z prezentem i kwiatami.

Ale nie odebrała telefonu, na SMS odpowiedziała, że nie potrzebuje niczego od nas, włącznie z życzeniami. Moja mama uważa, że przesadziłam z tym brakiem kontaktu z wnukiem, ale my, mąż i ja, uważamy, że postąpiliśmy właściwie.

Nie widzę powodu, żebyśmy mieli przepraszać i płaszczyć się przed teściową. Może to był jej kubeł zimnej wody i w końcu się opamięta.

Główne zdjęcie: tips