Pewnego niedzielnego popołudnia było tak upalne, że matki ze swoimi dziećmi, podobnie jak przez cały poprzedni tydzień, nie wychodziły wieczorem, gdyż wolały spacerować od szóstej do dziewiątej rano. Po wykąpaniu i uśpieniu maluchów, zostawiały śpiące dzieci ojcom siedzącym przy komputerach i zbierały się w swoim klubie mam - przy dużym stole pod brzozami na podwórku obok domu nr 7. Tym razem złożyły się i zorganizowały kolację.

Właśnie wtedy, gdy zaczęły rozmawiać o wychowaniu i osiągnięciach dzieci, niespodziewanie dołączyła do nich zazwyczaj nieco zdystansowana i przyjazna Pani Róża. Nie przyszła z pustymi rękami, lecz przyniosła ciasto z jagodami i galaretką, lody, wodę i aromatyczny kompot, który na dodatek był schłodzony.

- Dziewczyny, czy mogę do was dołączyć? - zapytała kobieta, gdy podeszła bliżej. - Chcę was poczęstować z okazji mojego jubileuszu: wczoraj skończyłam 55 lat...

Julia, która mieszka na tym samym piętrze co solenizantka, zapytała nieśmiało:

- Dlaczego Pani nie świętowała wczoraj?

- Ależ owszem, świętowałam. Byłam w restauracji z kolegami z pracy. Po prostu nikogo nie było w domu. Moi rodzice już nie żyją. Byłam jedynaczką. Dlatego nie mam już nikogo...

- A dzieci? - zapytały kobiety.

Pani Róża westchnęła:

- Mam jedno dziecko. Syna. Tomka. Ma na imię Tomasz. Ale przestał się ze mną komunikować...

- Dlaczego? Co się stało? - niemal w tym samym czasie zapytały zaskoczone młode matki chłopców. Bez względu na to, czy było to szczere zainteresowanie, czy też ona sama chciała się tym podzielić, zaczęła opowiadać, nie czekając na to, by ktoś ją poprosił opowiedzieć własną historię życia:

- To było siedem lat temu, kiedy Tomek był na pierwszym roku studiów. Pewnego dnia wróciłam z pracy, zastając w domu syna i dziewczynę, którą pierwszy raz w życiu widziałam. Syn powiedział, że ma na imię Hania i postanowili się pobrać. Niedługo zostanę babcią i będziemy mieszkać razem... Jak można powiedzieć matce o czymś takim od razu po wejściu do mieszkania? Wciąż nie mogę tego zrozumieć...

Dziewczyna jednak dolała oliwy do ognia. Powiedziała, że kiedy jej rodzice dowiedzieli się o ciąży, wyrzucili ją z domu, mówiąc, że powinna iść do tego, który zrobił jej dziecko. Zatem bez względu na to, czy tego chcę, czy nie, będziemy musiały się dogadać. Doszło do tego, że już zdecydowała, że przerobią moją sypialnię na pokój dla dziecka.

- Ależ bezczelna! - skomentowała młoda kobieta siedząca naprzeciwko Pani Róży.

- No właśnie! Możecie sobie wyobrazić, jak się wtedy czułam - powiedziała kobieta. - Nie mogłam tego znieść, więc powiedziałam synowi, że nie będę mieszkać w jednym mieszkaniu z tą dziewczyną. Po prostu nie chcę. Tomek nie dobierał słów.

Niemal krzyczał na mnie, gdy domagał się swojej części naszego mieszkania, wolał pieniędzy... Pomyślałam więc, że nie będę w stanie dogadać się zarówno z nim, jak i z taką synową. Płakałam przez kilka dni pod rząd, aż w końcu postanowiłam sprzedać trzypokojowe mieszkanie. Oddałam Tomkowi połowę kwoty uzyskanej ze sprzedaży nieruchomości. To był prezent na ślub. Kupiłam sobie kawalerkę, zostawiając trochę pieniędzy na remont...

Oczywiście poradziłam im, żeby znaleźli sobie jednopokojowe mieszkanie. Pomogłabym im wziąć kredyt, żeby mogli kupić sobie trzypokojowe mieszkanie. Teraz zapewne udałoby im się go spłacić... Ale nie. Najpierw pojechali w podróż poślubną, póki Hania dobrze się czuła. Potem wynajęli sobie duże mieszkanie. W ciągu trzech lat wydali wszystkie pieniądze... Któregoś razu przyszli do mnie we trójkę, z wnuczką Kasiunią. Jak to? Dokąd teraz?

Powiedziałam im, że są lekkomyślni, uparci i nieodpowiedzialni... To wszystko na nic. Nadal wynajmują mieszkanie. Żal mi mojej wnuczki.

Od tamtej pory się do mnie nie odzywają. Z jednej strony czuję się teraz dobrze, gdyż mogę oszczędzać, dbać o swoje zdrowie, zwiedzać świat. Ale z drugiej strony...

Zdaję sobie sprawę, że nie udało mi się odpowiednio przygotować syna do samodzielnego życia. Tak naprawdę kiedy miałam to zrobić? W jaki sposób? Po śmierci męża, gdy Tomek miał dziesięć lat, pracowałam na dwa etaty. Teraz jednak mogę żyć dla siebie, cieszyć się życiem... - westchnęła smutno Pani Róża.

Młode matki miały o czym dyskutować.

Główne zdjęcie: youtube