Mój brat bardzo się zmienił, odkąd się ożenił. Kiedyś w naszej rodzinie każdy pomagał sobie nawzajem. Jednak potem brat zaczął od rodziny brać pieniądze za pomoc. Wszyscy byli zdziwieni, zwłaszcza rodzice, ale pogodzili się z tym. Teraz mój brat jest zaskoczony i oburzony, że nikt nie chce mu pomóc za darmo.

Od razu było oczywiste, że narzeczona brata jest przebiegła. Ukrywała to aż do momentu, gdy została jego żoną, najwyraźniej obawiając się, że zdążymy przemówić mu do rozsądku. Potem zaczęła pokazywać się z drugiej strony i go namawiać do dziwnych rzeczy. 

Ale zrzucanie winy na bratową to głupota, przecież brat nie jest małym chłopcem, który nie rozumie co się wokół niego dzieje. Ma swój rozum, a to, że z niego nie korzysta, to już zupełnie inna sprawa. Generalnie wszystko zaczęło się oczywiście od sugestii jego żony, a potem brat sam się w to wkręcił.

Jesteśmy zgraną rodziną. Tata i mama komunikują się ze swoim rodzeństwem, z kuzynami też jesteśmy w dobrych stosunkach. Jeśli ktoś potrzebował pomocy, pomagaliśmy całą rodziną. Kiedyś razem spędzaliśmy święta.

Dawno temu ojciec z bratem kupili dużą działkę. Mieliśmy wspólny ogród warzywny, domek letniskowy i łaźnię. Wszystko budowaliśmy razem i nikt nie miał do nikogo pretensji. Zawsze potrafiliśmy się dogadać. Do pracy na polu jeździliśmy kilkoma samochodami, wszystko robiliśmy wspólnie, zbiory dzieliliśmy sprawiedliwie. 

To samo z naprawami - wszystko robiliśmy razem, tydzień w zupełności wystarczał. Zawsze pomagaliśmy, gdy trzeba było pożyczyć pieniądze.

Takie podejście w naszej rodzinie było od zawsze. Brat miał samochód, więc mogła do niego zadzwonić ciotka albo brat cioteczny z prośbą o pomoc w zawiezieniu kogoś do konkretnego miejsca. O ile nie było żadnych przeszkód, brat nie odmawiał. Ogólnie rzecz biorąc, w naszej rodzinie nie ma zwyczaju odmawiania pomocy krewnym. Dlatego jeśli mój brat potrzebował pożyczyć pieniądze lub naprawić samochód, cała rodzina mu pomagała. Oczywiście nie prosząc za to nic.

Jednak po ślubie wszystko się zmieniło. Żona mojego brata została przyjęta do rodziny, ale zawsze trzymała się z boku. Cóż, nie narzucaliśmy się. Ale podążała za bratem i zawsze coś do niego cichutko mówiła, a potem brat robił dziwne rzeczy.

- Dlaczego Olek nie przyjechał? - zapytał mnie, gdy zbieraliśmy owoce i warzywa.

- Ma problemy z kręgosłupem, nie może się podnieść.

- Rozumiem. Ale weźmie swoją część zbiorów?

To pytanie sprawiło, że nie wiedzieliśmy jak zareagować. Gdyby spadł tajemniczy obiekt, bylibyśmy mniej zaskoczeni. Odpowiedź była twierdząca, jak zawsze. Wszyscy pracują w miarę możliwości.

Następnym razem mój brat i jego żona nie przyjechali pracować w polu. Mieli dobrą wymówkę. Jednak gdy trzeba było się dzielić, nagle się pojawili.  Nikt nie powiedział im ani słowa - proszę brać, nie jesteśmy skąpi. Na to właśnie czekali.

Potem zaczęli się problemy związane z samochodem. Zimą wujek poprosił, żeby brat podwiózł go na stację kolejową. Brat się zgodził i od razu powiedział ile to będzie kosztowało. Wujek był zaskoczony, ale nie targował się, gdyż nie wiedział jak ma zareagować w zaistniałej sytuacji. Od tej pory brat nigdy nie podwoził nikogo za darmo. Nawet kiedy zawoził ojca do sklepu, prosił o to, by zapłacił za paliwo.

Dotyczyło to wszystkiego - brat prosił o pieniądze za każdą pomoc. Pieniądze za pomoc w pomalowaniu ścian, zawiezienie gdzieś, za pomoc w podniesieniu lodówki. Nie przestaliśmy się z nim komunikować, ale przestaliśmy o coś prosić. Łatwiej jest zapłacić innej osobie niż członkowi rodziny, który weźmie pieniądze, a potem będzie narzekał, że za mało.

Jego żona nie rozmawiała z nikim o pieniądzach, nie wydawała się być w to zaangażowana. Ale było oczywiste, że to jej pomysł. Jednak uważam, że brat również jest winny.

Rodzice byli bardzo zasmuceni zaistniałą sytuacją, ale nie mogli nic zrobić. Brat uważał, że bierze bardzo mało, przecież musi jeszcze kupić mieszkanie. Postanowiliśmy odpuścić i pozwolić mu robić to, na co ma ochotę.

Niedawno brat kupił mieszkanie. Od razu zaczął dzwonić do krewnych w sprawie zrobienia remontu w jak najszybszym terminie. Przecież jesteśmy rodziną, damy radę szybko zrobić. Podano mu cenę za usługi. Dali mu nawet zniżkę, ale z jakiegoś powodu nie docenił tego.

- Przecież jesteśmy rodziną, więc macie zamiar wziąć pieniądze od nas? - brat bardzo się zdziwił.

- To nie my. Takie jest życie, kryzys gospodarczy, każdy radzi sobie w życiu tak, jak potrafi.

Ten temat utknął w martwym punkcie, najwyraźniej brat zrozumiał, że nic nie ugra. Ale kiedy trzeba było wymienić opony, ponownie udał się do krewnego - kuzyna, który ma własny warsztat. Ten zgodził się wymienić koła, od razu podając cenę. 

- Przecież to zajmie pół godziny! Wymień za darmo, co? - Próbował go namówić.

- Żona idzie na urlop macierzyński, potrzebujemy pieniędzy, więc nie pomogę ci.

W zeszły weekend był jubileusz ciotki. Mój brat upił się i zaczął dopytywać, dlaczego zachowujemy się w ten sposób. Nikt nie chce pomagać za darmo. Człowiek człowiekowi wilkiem. Nikt nie zamierzał mu nic wyjaśniać. Facet ma prawie czterdzieści lat i nie rozumie, że to on jako pierwszy zaczął żądać pieniędzy od rodziny.

Cała rodzina nadal pomaga sobie nawzajem, tylko brat stał się czarną owcą. Najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy, że to wszystko działa w dwie strony. Może coś zrozumie i się zmieni, przynajmniej mama i tata w to wierzą, ale wątpię w to. W jego wieku to już trochę za późno, żeby zmądrzeć.

Główne zdjęcie: youtube