Mój mąż i ja żyjemy razem od 40 lat. Mieliśmy różne okresy, nawet w pewnym momencie chcieliśmy złożyć pozew o rozwód. Ale teraz, kiedy emocje już opadły, przewinienia poszły w niepamięć i chcemy tylko spokoju, wszystko jakoś się ułożyło. Mieszkamy w naszym dużym mieszkaniu i mamy kota. Jest naszym ulubieńcem, oboje z mężem go kochamy, więc jestem ze wszystkiego zadowolona.

Ale mój jedyny syn czasami mnie smuci. To dobry chłopak. Jest już dorosły. Ale nienawidzę sposobu, w jaki zachowuje się, gdy jego żona jest w pobliżu. Ja nie mam nic przeciwko dobremu, zdrowemu związkowi. Wspólne podejmowanie decyzji i tak dalej. Co dwie głowy, to nie jedna. Ale nie wtedy, gdy jedna osoba podejmuje wszystkie decyzje i to w dodatku kobieta. Mężczyzna powinien być mężczyzną. Zwłaszcza mój syn.

Andrzej i Natalia pobrali się pięć lat temu. To mądra dziewczyna, powiedziałabym nawet, że przebiegła. To nic, przyda się w życiu. On jest bardziej prosty, bezpośredni. Ale głupi też nie jest. Pracuje w biurze, przynosi pieniądze do domu, nie ma złych nawyków. Czego chcieć więcej? W sumie chyba przeciętna rodzina.

Naszym prezentem ślubnym dla młodych było mieszkanie. Mieszkanie z jedną sypialnią. Co prawda z drugiej ręki, więc trzeba było zrobić remont. Ale okolica była bardzo dobra i budownictwo porządne. Dobrze, że mieli zaoszczędzone pieniądze i młodzi zrobili świetny remont według własnego gustu. Brygadzista był znajomym mojego męża, więc wszystko było robione po znajomościach.

Generalnie, pieniądze wolimy trzymać w gotówce. Mamy więc sejf, w którym odkładamy oszczędności, czekając na emeryturę. W końcu wtedy będziemy z mężem zdani na siebie.

Dobrze wiem, że mój syn nie będzie w stanie się nami zająć. On ma rodzinę, tam idą wszystkie pieniądze. Poza tym, kiedyś ludzie wierzyli w ideę, że póki jesteś młody, powinieneś pracować. A teraz ludzie chcą pożyć, póki jeszcze mają siły. A co będzie na starość to się jeszcze nie martwią. Dlatego oszczędności są dla nas takim kołem ratunkowym.

Ale rok temu mojemu synowi i jego żonie urodziły się dzieci. Bliźniaki. Oczywiście bardzo się cieszę z moich wnuków. Jestem gotowa przesiedzieć z nimi nawet cały wieczór. Zwłaszcza, że wdały się w swojego tatę: nie marudzą, zachowują się cicho. Piękne dzieci. Ale potrzebują przestrzeni.

Kiedyś powiedziałabym, że dwupokojowe mieszkanie jest idealne dla takiej rodziny. Ale obecne standardy dla młodzieży, moim zdaniem, są nieco wygórowane. Dlatego rodzina postanowiła sprzedać swoje mieszkanie i kupić dom. Pomysł jest dobry, ale trzeba umieć go zrealizować. Przecież nie kupią domu za cenę mieszkania. Nie znam się na tych procentach w bankach teraz.

Ale okazało się, że mój syn i synowa nie mieli zamiaru iść do banku. Zamiast tego mieli świetny, ich zdaniem, plan, w którym to my, ja i mąż, mieliśmy im dać pieniądze. Serio. Myśleli, że sprzedamy nasze mieszkanie i "pożyczymy" im pieniądze na zakup domu. Według nich niezbyt drogiego.

Naturalnie odmówiliśmy. Co więcej, doskonale rozumiem, czyj to był pomysł. Przecież mój syn, kiedy mieszkaliśmy razem, nawet nie prosił o dodatkowe pieniądze. A teraz nagle... Wyskakujcie z pieniędzy rodzice, bo musimy się przeprowadzić. Oczywiście, synowa starała się. Były prośby, namowy, a nawet awantury. Jednak pozostaliśmy przy swoim. Nasze oszczędności jeszcze się przydadzą.

Najciekawsze jest to, że do rodziców synowej to nie chcą iść. Jestem przekonana, że oni też by się nie zgodzili. A tutaj można trochę zagrać na emocjach.

Ale ja i mój mąż rozumiemy, że jeśli teraz pójdziemy na ustępstwa i pożyczymy pieniądze, to do ich zwrotu nie dożyjemy. A poza tym, nasze wnuki będą rosnąć, przecież też musimy im coś dać. Nie ma takiej mowy. Jesteśmy jeszcze młodzi. Chcemy cieszyć się życiem, podróżować i godnie się zestarzeć. Młodzi mają jeszcze dużo czasu, a my kiedyś musimy odpocząć. A jak wszyscy wiecie, nic w życiu nie jest za darmo.

Główne zdjęcie: wazne