Lubię, gdy mężczyźni nie rezygnują z dzieci z poprzednich związków i pomagają im we wszystkim. Szanuję ich i rozumiem takie zachowanie. Byłe żony można zostawić w tyle, ale nie dzieci.

Jednak mój mąż Stefan, po rozwodzie okazał się zbyt miękki i uległy. Pomaga nie tylko swojej dorosłej córce Sabinie finansowo, ale także dogadza jej kaprysom kosztem wspólnego budżetu rodzinnego.

Kiedy poznaliśmy się ze Stefanem (był moim szefem), był już kilka lat po rozwodzie z pierwszą żoną. W chwili naszego poznania ich córka miała 16 lat.

Nie miałyśmy ze sobą szczególnego kontaktu - mąż sam przyjeżdżał do niej lub zabierał córkę do kawiarni. Tak, mój mąż jest ode mnie starszy, ale jego przeszłość w ogóle mnie nie obchodziła. Najważniejsze jest to, że Stefan kochał tylko mnie.

Po rozejściu się z byłą żoną, Stefan zostawił jej mieszkanie i samochód. Jednocześnie płacił alimenty i wydzielał jedynemu dziecku pieniądze na kieszonkowe.

Nie miałam nic przeciwko takiemu układowi, bo wiedziałam, że jego dochody pozwalają utrzymać zarówno starszą córkę, jak i nową rodzinę. Po ślubie przeprowadziliśmy się do nowego mieszkania, które Stefan przepisał na mnie.

Moi rodzice pomogli nam z remontem w nowym miejscu. Była żona nigdy nie domagała się od Stefana dodatkowych płatności lub astronomicznych sum. Niestety Sabina nie wdała się w matkę.

Po roku od przeprowadzki zaszłam w ciążę i urodziłam Stasia. Stefan był wniebowzięty, ponieważ od dawna marzył o chłopcu. Oczywiście, nie zapominał także o córce.

W momencie narodzin przyrodniego brata Sabina miała już 18 lat. Mąż nalegał, aby starsza córka poznała brata. Nie miałam nic przeciwko. Tylko Sabina nie miała ochoty zajmować się maluszkiem. Ograniczyła się do kilku spotkań i przestała przychodzić, mówiąc, że ma problemy z nauką.

W tym czasie Sabina dopiero co zaczęła studia i mieszkała już osobno w wynajmowanym mieszkaniu. Jak się później okazało, cały koszt wynajmu mieszkania pokrywał Stefan.

Nie miałabym pretensji o to, ale wtedy sprawy w firmie zaczęły się źle układać. Byłam na urlopie macierzyńskim i dostawałam grosze, a koszt wynajmu mieszkania Sabiny mocno odbijał się na naszym budżecie.

Wtedy pierwszy raz porozmawiałam z mężem o konieczności zmniejszenia wydatków na jego starszą córkę. Stefan się zgodził. Sabina zaprosiła do siebie dwie koleżanki, a koszty wynajmu mieszkania były dzielone na trzy osoby.

Jednak nasze wydatki pozostały na tym samym poziomie. A Sabina wymyśliła inne stałe wydatki. Zaczęłam rozumieć, że dziewczynie łatwo przychodzi robienie maślanych oczu, a na jej ojca to działało.

Próbowałam przemówić mu do rozsądku, ale bezskutecznie. W końcu mąż obiecał mi, że przestanie wspierać finansowo córkę, gdy tylko zdobędzie dyplom i znajdzie pracę. Od tego czasu minęło kilka lat.

Sabina ukończyła studia trzy lata temu, ale w międzyczasie nie znalazła pracy.  W końcu, po co jej praca, skoro i tak dostaje pieniądze na utrzymanie od tatusia? Moje stanowisko w firmie zostało zredukowane, więc musiałam przedłużyć urlop macierzyński.

Brakowało nam pieniędzy w domu, ale apetyt Sabiny nieco wzrósł. Kilka miesięcy temu przeprowadziła się do swojego chłopaka i poinformowała, że wkrótce wychodzi za niego za mąż. Naturalnie, Stefan opłaca ślub swojej starszej córki.

Ale to nie wystarczyło Sabinie. Poprosiła o prezent ślubny od taty - nowy samochód. O tym dowiedziałam się przypadkiem, gdy Stefan zaczął przyglądać się propozycjom kredytowym.

"Kochanie, co ty robisz? Po co nam kredyt?" - zapytałam męża. "Wiesz kochanie, pilnie potrzebuję kupić samochód dla Sabinki" - odpowiedział spokojnie Stefan.

"Tak? Ciekawe, jaki?" - zapytałam. "Chce nowy samochód jako prezent ślubny" - powiedział mi mąż tym samym tonem. "A jachtu i własnej wyspy przypadkiem nie zamówiła?" - nie wytrzymałam.

"Co masz na myśli?" - zapytał mąż. "To, że wykorzystuje cię na całego, a ty tego nawet nie zauważasz! Płacisz za limuzynę i salę weselną. Dlaczego rodzice narzeczonego nie mogą wydać pieniędzy na samochód?” - zaczęłam krzyczeć.

"Kochanie, uspokój się, proszę. Oni nie mogą sobie na to pozwolić. Wszystko rozwiążemy. Wkrótce sprawy firmy się ustabilizują, a my szybko spłacimy kredyt” - powiedział mi Stefan.

Ale nie mogłam się już powstrzymać. Latem planowaliśmy pojechać na wakacje we troje, ale podróż została odłożona z powodu niespodziewanych kosztów związanych z weselem Sabiny. Teraz Stefan chciał zadłużyć się tylko po to, aby zadowolić starszą córkę.

Moja cierpliwość się skończyła. Powiedziałam mężowi, że nie wezmę kredytu pod zastaw mieszkania. Nie chciałam, żeby mój syn pozostał bez dachu nad głową przez te kaprysy! Szczerze mówiąc, pod koniec kłótni zagroziłam Stefanowi, że jeśli weźmie jakąkolwiek pożyczkę dla swojej Sabinki, to złożę pozew o rozwód.

Wiem, że przesadziłam, ale nie zamierzam dłużej znosić bezczelności dorosłej pasierbicy. Czy naprawdę sądzi, że ojciec będzie ją utrzymywać aż do emerytury?