Jesteśmy z Dominikiem w związku małżeńskim od dziewięciu lat. Zdarzały nam się różne rzeczy: kłótnie, brak pieniędzy i radosne chwile. Mamy córkę, która chodzi do pierwszej klasy. W sumie wszystko jest w porządku. Jedyną rzeczą, która czasami mnie denerwowała, było zachowanie mojej teściowej, Pani Ani.

Ta kobieta niemal od razu po wejściu do mieszkania zaczynała ustalać własne zasady i żądała, aby wszyscy ich przestrzegali. Muszę powiedzieć, że jeszcze przed ślubem Dominik wprowadził się do mojego dwupokojowego mieszkania. Nieruchomość odziedziczyłam po dziadkach. Na początku Pani Ania nie przejmowała się tym faktem, ale po ślubie nagle zdecydowała, że musimy z Dominikiem wprowadzić się do niej.

„To nie jest w porządku, aby mężczyzna mieszkał w mieszkaniu swojej żony. Mam dużo miejsca, wystarczy dla wszystkich. Twoje mieszkanie, Klarcia, będziemy wynajmować, żeby zaoszczędzić pieniądze i kupić nowe, wspólne mieszkanie” - powiedziała mi teściowa tonem nie znoszącym sprzeciwu.

O dziwo, Dominik poparł matkę: „To prawda. Co jeśli się rozwiedziemy? Ty będziesz miała gdzie mieszkać, a ja zostanę z niczym” - usprawiedliwiał zachowanie matki.

„Rozumiem, że to twoja mama podsunęła ci ten pomysł? Dopiero się pobraliśmy, a ty już myślisz o rozwodzie? Nie zamierzałam Cię zostawiać. A ty?”.

Tego wieczoru pokłóciliśmy się. Dominik wyznał, że matka wielokrotnie mówiła mu o tym, że mogą się rozwieść w przyszłości. Do tego ma obiecującą kobietę. Potem postawiłam warunek: teściowa nie może przychodzić do mojego mieszkania, w przeciwnym razie złożę pozew o rozwód. Na początku Dominik próbował mi się przeciwstawić, mając nadzieję, że zmienię swoje zdanie.

Minęło jednak kilka lat, a ja nadal nie mam ochoty zapraszać Pani Ani do domu. Mój mąż również się z tym pogodził. Niemniej jednak teściowa uwielbia naszą córkę Kasię. Nie mogę jej nic zarzucić.

Pani Ania od samego początku spaceruje i bawi się ze swoją jedyną wnuczką, ale tylko wtedy, gdy przyjeżdżamy do niej. Mamy więc całkiem zgraną rodzinę. Jednak zawsze brakuje nam pieniędzy na pewne rzeczy.

Aby kupić nową kuchenkę gazową, oszczędzaliśmy przez prawie dwa lata. Nowe buty, kurtkę czy rower dla Kasi też nie kupujemy od razu. Zawsze mnie to trochę przygnębiało, ale wiedziałam, że Dominik zawsze szuka sobie dodatkowej pracy, do tego prosi kierownictwo o podwyżkę.

Kiedy mój mąż zdaje sobie sprawę, że nie dostanie żadnej podwyżki na tym stanowisku, zaczyna chodzić na rozmowy kwalifikacyjne. Wiem, że Dominik nie czeka na mannę z nieba, ale próbuje osiągnąć swój cel, stopniowo pnąc się w górę. Ale to długa i ciernista droga.

Zanim poszłam na urlop macierzyński, pracowałam w stabilnej firmie jako księgowa. Wszystko było w porządku, wynagrodzenie było całkiem niezłe. Ale kiedy Kasia skończyła trzy lata, nie miałam dokąd wracać - z powodu kryzysu firma upadła.

Zaczęłam szukać pracy i chodzić na rozmowy kwalifikacyjne. Nikt nie chciał zatrudnić kobiety z małym dzieckiem. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że taki pracownik będzie regularnie brał zwolnienia lekarskie.

W końcu znalazłam sobie pracę w budżetówce. Owszem, zarabiam tu mało, ale można spokojnie iść na zwolnienie lekarskie. Nadal szukam dodatkowej pracy, ale jak na razie bezskutecznie. Szczerze mówiąc, wmówiłam sobie, że najważniejsza jest rodzina.

Mam kochającego i ciężko pracującego męża, piękną córkę, dach nad głową. Wszystkie trudności materialne są do pokonania. Okazało się jednak, że nie mam nawet rodziny. Tydzień temu przez przypadek dowiedziałam się, że Dominik w tajemnicy przede mną oszczędza pieniądze. Robi to odkąd wzięliśmy ślub.

Zrozumiałabym, gdyby oszczędzał na wędkę spinningową, wycieczkę nad morze albo jakieś marzenie z dzieciństwa, na przykład zabawkowy helikopter. Ale tu chodzi o coś zupełnie innego. Kiedy zobaczyłam w aplikacji bankowej, że Dominik ma dwie karty, pomyślałam, że wziął kredyt.

Jednak od pierwszych dni naszego wspólnego życia uzgodniliśmy, że nie będziemy zaciągać kredytów. Mój mąż powiedział, że to jego druga karta płatnicza, na której trzyma pieniądze na wypadek rozwodu.

„Na wypadek rozwodu?! - Nie mogłam wytrzymać. - Kiedy zamierzałeś mi o tym powiedzieć? Będąc w sądzie?”. „Kochanie, dlaczego robisz z igły widły. Przecież ty masz mieszkanie, a ja nie mam nic.

A co jeśli rozstaniemy się? Będę potrzebować tych pieniędzy. Jeśli nadal będziemy razem, to na pewno przydadzą nam się te pieniądze na starość” - odpowiedział Dominik. Ale ja nie miałam ochoty słuchać argumentów mojego męża.

Przypomniało mi się mnóstwo sytuacji, w których potrzebowaliśmy nagle pieniędzy. Wtedy myślałam, że razem poradzimy sobie ze wszystkim. Okazało się jednak, że po prostu mnie oszukał.

Były sytuacje, gdy nie wystarczyło pieniędzy na prezent dla Kasi, gdy złamał mi się ząb, gdy moja jedyna torebka się zepsuła. Przez tyle lat mieszkałam z egoistą. Spakowałam rzeczy Dominika i powiedziałam mu, by jechał do matki, skoro tak bardzo uwielbia mu doradzać.

Nie chcę mieć nic wspólnego z tym zdrajcą, ponieważ on myśli jedynie o sobie, a nie o swojej rodzinie.

Główne zdjęcie: wazne