Wszystko jestem w stanie zrozumieć, brat urodził się rodzicom późno, tata szybko zmarł, ale skoro mówisz, że kochasz swoje dzieci tak samo, to jakoś musisz ustawić swoje priorytety.

Pomiędzy mną a bratem jest piętnaście lat różnicy. Rodzice zawsze chcieli mieć więcej dzieci, ale mama miała pewne problemy, dlatego moje narodziny lekarze nazywali cudem. 

A tu niespodziewana ciąża, o której nikt nie myślał. I jeszcze syn się urodził, co już w ogóle uszczęśliwiło rodziców.

Niestety, tacie nie dane było długo cieszyć się narodzinami syna. Gdy brat miał dwa lata, zmarł na zawał serca. Dla całej rodziny była to ogromna tragedia.

Ja byłam już studentką, a mama całkowicie poświęciła się opiece nad młodszym dzieckiem. Z jakiegoś powodu poczuła się winna za to, że brat rośnie bez ojca, jakby to była jej wina.

Dzięki Bogu, w rodzinie nie było problemów finansowych. Obie babcie nam pomagały, a my mieliśmy jeszcze jedno mieszkanie, które wynajmowaliśmy i które dostarczało mamie przyzwoite wsparcie finansowe.

Ja studiowałam, mieszkałam w domu i pomagałam mamie przy dziecku. Chociaż głównie zajmowałam się pracami domowymi, mama prawie nie odstępowała go na krok. 

Kiedy przyszedł czas, aby zacząć pracować, zrobiła z tego prawdziwą szopkę.   

Z mamą mieszkałam do końca studiów. Moja rola w rodzinie sprowadzała się do roli pokojówki. Wychowanie kontynuowała mama, a mnie pozostały obowiązki domowe.

Kiedy znalazłam pracę, wynajęłam mieszkanie i przeprowadziłam się. Miałam dość życia w domu, w którym wszystko było dostosowane do rytmu życia dziecka. Do dziś wspominam, jak przygotowywałam się do egzaminów przy krzykach młodszego brata, którego mama nie chciała uspokoić.

- Musi dać upust swoim emocjom, w przeciwnym razie źle wpłynie to na jego psychikę - wyjaśniła. Jak to wpłynie na moją psychikę, nie obchodziło mamy, przecież byłam dorosła.

Wydaje mi się, że gdyby naczynia same się zmywały, a jedzenie gotowało samo, mama nawet by nie zauważyła mojej nieobecności, a tu musiała się oderwać od synka, żeby samej gotować i sprzątać.

 Od momentu mojego wyjazdu rzadko rozmawiałyśmy. Życie mamy kręciło się wokół brata, a na mnie nie starczało czasu.

"Jesteś już dorosła, a dla niego muszę zastąpić także ojca, przecież on go w ogóle nie pamięta. Ale to nie znaczy, że kocham kogokolwiek z was bardziej. To tylko małe dziecko, które potrzebuje więcej uwagi.

To mnie tylko rozśmieszyło. Nie wiedziałam nawet, kogo bardziej oszukuje, mnie czy siebie.

Wyszłam za mąż, założyłam własną rodzinę, a moja mama wciąż biegała wokół swojego syna. Przy takim wychowaniu nie jest dziwne, że mój brat dorastał zupełnie nieświadomy obowiązków. 

Mama podsuwała mu pod nos śniadanie, obiad i kolację. Sama zmywała naczynia, sama chodziła do sklepów. Służyła synowi do granic możliwości.

Dwa miesiące temu urodziłam dziecko. Miałam trudną ciążę i trudny poród. Długo leżałam w szpitalu, a kiedy wróciłam do domu, zdałam sobie sprawę, że sama sobie nie poradzę. 

Czasami chciało mi się krzyczeć z bólu, nie mogłam sama wstać z łóżka, nie pozwolono mi wziąć dziecka na ręce, bo nie mogłam dźwigać. 

Mąż oczywiście pomagał, wziął nawet tydzień wolnego, więcej mu nie dali. Ktoś musi pracować, a on może mi pomóc tylko wieczorem, cały dzień jestem w domu sama.

Mama w zeszłym roku przeszła na emeryturę, a raczej sami ją na nią wysłali. Ale nie była zdenerwowana. Mieszkanie dalej było wynajmowane, pieniędzy im starczało.

Teraz mama ma więcej czasu, żeby martwić się czy synek zjadł wszystkie posiłki i czy ciepło się ubrał. Tylko, że mój brat ma teraz osiemnaście lat.

Poprosiłam mamę, żeby przychodziła w ciągu dnia i pomagała przy dziecku, dopóki w pełni nie wyzdrowieję. Jest jakieś czterdzieści minut drogi stąd. 

Mama się nie zgodziła. Nie ma czasu, bo jak może wyjść, kiedy zajęcia jej syna kończą się o pierwszej i trzeba mu dać obiad. 

Osiemnastoletniemu facetowi trzeba dać obiad, naprawdę? I to zamiast przyjść do córki, która z trudem wstaje z łóżka i nie może dojść do siebie po porodzie.

Mama powiedziała, że może przyjechać w niedzielę, bo mój brat jest wtedy zajęty. Po co mi ona w niedzielę? Mój mąż jest wtedy w domu. 

Jak tylko mąż się o tym dowiedział, zadzwonił do mamy, przedstawił sytuację, a teściowa przyjechała z innego miasta, żeby mi pomóc. 

Czyli moja własna mama, która mieszka blisko nie raczyła mi pomóc, a teoretycznie obca mi kobieta ma wobec mnie więcej serca. 

Nigdy nie wypominałam mamie, że poświęca czas młodszemu bratu, rozumiałam to, ale teraz jest mi najzwyczajniej w świecie smutno.