Mama mojego męża, Stanisława, mieszka w naszym mieszkaniu już któryś miesiąc z rzędu. Wszystko zaczęło się od jej operacji kolana. Oczywiście na początku potrzebowała pomocy. Nie mogła sama wstać z łóżka ani się umyć. Nie wspominając już o sprzątaniu, praniu czy gotowaniu. Mój mąż nie jest jedynakiem, ma jeszcze siostrę Gosię.

Ale ona właśnie urodziła dziecko, więc szwagierka sama ma sporo na głowie. Tak oto, cała odpowiedzialność za teściową i jej zdrowie spadła na moje barki. Pracuję jako projektantka w domu, więc w przerwach między zleceniami gotowałam jej, pomagałam z higieną, a nawet robiłam zastrzyki.

Na początku teściowa zachowywała się cicho i spokojnie. Ale potem zaczęła być kapryśna jak dziecko: nie podobała jej się pościel, światło żarówek było zbyt jasne, zupa jakaś mało tłusta. Wtedy zdałam sobie sprawę, że mama męża czuje się już lepiej, ale jest jej u nas wygodnie.

Porusza się już samodzielnie po mieszkaniu, jest w stanie zrobić sobie herbatę czy pójść pod prysznic, ale coraz częściej narzeka. Widząc tak pozytywne zmiany w zdrowiu, miesiąc temu zaczęłam mówić o tym, że teściowej prawdopodobnie byłoby lepiej we własnym mieszkaniu:

- Szybko wracasz do zdrowia, lekarze są zadowoleni. Pewnie nie możesz się doczekać powrotu do swojego mieszkania, do swoich rybek i fiołków, prawda? - Zaczęłam.

- Och Kasiu, nawet nie wiem. Jestem już w takim wieku, że wszystkiego się boję. Może zasnę i się nie obudzę, a ty nie będziesz wiedziała, że mnie nie ma. Przyzwyczaiłam się do bycia z tobą. W samotności jest nudno - powiedziała mi teściowa.

Ta odpowiedź wprawiła mnie w osłupienie. Zrozumiałam, że teściowa nie zamierza wracać do domu. A wieczorem, kiedy mój mąż wrócił z pracy, czekała mnie kolejna niespodzianka. Jedliśmy kolację we trójkę, kiedy teściowa postanowiła ogłosić swoją "genialną" propozycję.

- Kochane dzieci, jestem wam bardzo wdzięczna za pomoc - zaczęła wyniośle Stanisława. - Chcę się wam odwdzięczyć. Moje zdrowie nie jest już takie jak kiedyś. Boję się zostać sama, z tobą jest przyjemniej.

Postanowiłam więc sprzedać swoje mieszkanie i przekazać wam pieniądze. Wszystko policzyłam. Z dwóch mieszkań wyjdzie całkiem przyzwoita kwota, za którą będziemy mogli kupić wspólnie dom. I będzie nam razem wygodniej mieszkać! - podsumowała teściowa.

Miała już przygotowane na tablecie ogłoszenie z parterowym domem, oczkiem wodnym i niewielkim ogrodem. Mężowi bardzo spodobał się pomysł mamy. Był zachwycony, że będzie mógł łowić ryby na swoim podwórku.

Franek od dawna chciał mieć psa, ale zniechęciłam go do tego pomysłu, tłumacząc, że w mieszkaniu labrador czy husky nie są nam potrzebne. Ja nie miałam nic do gadania. Teściowa z Frankiem zaczęli świętować, nalali sobie nalewki, a ja miałam ochotę spakować swoje rzeczy i po prostu wyjechać.

Gdyby Franek zostawał ze swoją mamą całymi dniami w domu, to też miałby inne zdanie. Perspektywa mieszkania z nią nie byłaby już dla niego taka kolorowa. Kochałam pracować z domu, a teraz mój dom będzie dla mnie więzieniem.

Boję się wyobrazić sobie, co będzie, gdy będziemy mieli dzieci. Teraz Stanisława obiecuje, że będzie się nimi opiekować i nie będzie ingerować w wychowanie przyszłych wnuków, ale jestem pewna, że wszystko będzie dokładnie odwrotnie.

Mąż od tygodnia namawia mnie, żebym się zgodziła i przestała kręcić nosem. Nie wiem, jak powiedzieć Frankowi, że mam ochotę wystąpić o rozwód.

Główne zdjęcie: wazne