Bezczelność niektórych ludzi naprawdę nie ma granic. Doskonałym przykładem jest moja była teściowa, która bardzo chce wrócić do statusu obecnej teściowej. Już od czterech miesięcy próbuje mi wmówić, że powinnam znów wrócić do mojego byłego męża, który zachował się jak ostatni palant, zostawiając mnie z dzieckiem i długami. 

Teraz namawia mnie, żebym znowu się z nim zobaczyła i dała mu drugą szansę, upierając się, że powinnam to zrobić dla dobra dziecka. Bardzo miło, że w końcu przypomniała sobie, że ma wnuka. Nic tylko poklaskać i pogratulować. A gdzie byli przez te trzy lata, kiedy musiałam sobie radzić z problemami?

Mój były mąż nie był darem od losu, ale patrzyłam wtedy na świat przez różowe okulary. Pięknie mówił, obiecywał wiele, ale nic nie robił. Pracował okazjonalnie, w przyszłości planował rozkręcić własny biznes i tak się dorobić. 

Ale poza pięknymi marzeniami opakowanymi w słowa nie było nic. No, oprócz długów. Musiałam pożyczać pieniądze i brać kredyty, żeby utrzymać naszą rodzinę.  Mieszkaliśmy w wynajmowanym mieszkaniu, a na kredyt mąż nie chciał się zgodzić, bo "po co nam to, jak uruchomię biznes, to kupimy bez kredytów". 

Teściowa mówiła, że miałam szczęście, że znalazłam sobie takiego mężczyznę. Ale z biegiem lat zrozumiałam, że przyszłość męża sprowadza się tylko do łysiny, otyłości i ewentualnie marskości wątroby. Moje różowe okulary spadły w zderzeniu z rzeczywistością, ale i tak przez pół roku starałam się uratować nasz związek, przecież mieliśmy dziecko. 

Mąż odszedł sam, twierdząc, że zbyt go ograniczam, za dużo wymagam i nie pozwalam mu rozwinąć się. A ja po prostu prosiłam go, żeby znalazł normalną pracę i przestał wydawać pieniądze na lewo i prawo.

Rozwód. Mąż dumnie spakował rzeczy, zostawiając mi dziecko i masę długów. Przynajmniej nie wzięliśmy kredytu, pomyślałam, pakując swoje rzeczy, by wprowadzić się do rodziców. Teściowa powiedziała mi wtedy, że jestem winna sama sobie, że zbyt mocno naciskałam na męża, nie biorąc pod uwagę jego wrażliwej duszy, dlatego teraz to ja cierpię.

Po rozwodzie ani mój były mąż, ani jego matka nie interesowali się dzieckiem. Ojciec nie płacił alimentów i zapadł się pod ziemię, a teściowa pisała tylko życzenia urodzinowe na urodziny wnuczka. Moi rodzice bardzo mi pomogli, bez nich nie poradziłabym sobie z długami i w ogóle nie wiem, jakbym przetrwała. Nie tylko oddałam długi, ale udało mi się też załatwić kredyt. 

Teraz ja i mój syn mieszkamy już we własnym mieszkaniu, choć oczywiście wciąż spłacam raty. Mój syn ma sześć lat, chodzi do przedszkola, mama zostaje z nim, jeśli zachoruje. Nasze życie układa się dobrze. 

To w tym momencie w naszym życiu pojawiła się znowu teściowa. Zadzwoniła sama, zapytała czy może wpaść, bo tęskniła za wnukiem. Przez trzy lata nie tęskniła, nie przyjeżdżała, a teraz coś natchnęło babcię, przyjechała, przywiozła wnukowi owoce, coś upiekła. Chociaż gdyby go znała, wiedziałaby co lubi, a czego nie. 

Rozmawiała z nim może przez dziesięć minut swojej wizyty, a resztę czasu wmawiała mi, że chłopcu niezbędny jest ojciec, jej wnuk powinien dorastać w pełnej rodzinie. Opowiadała, jak jej syn cierpi i tęskni za mną i za synem, ale nie chce nam zawracać głowy, dlatego to ja powinnam wykonać pierwszy krok. 

On chce wrócić do rodziny, ale to ja muszę mu dać szansę i pokazać, że ta szansa istnieje. Oczywiście, to będzie lepsze dla wnuka, który na pewno tęskni za tatą, po prostu sam tego nie rozumie. Te jej rozważania mnie rozbawiły, nawet zapytałam przez wspólnych znajomych o byłego, przecież nie mogła tak po prostu przyjechać do mnie po trzech latach. 

Okazało się, że teraz mieszka z matką i tylko cały czas pije. Miesiąc temu rzuciła go dziewczyna, więc wrócił do mamusi. A była teściowa po prostu chce się go pozbyć. Ale nie ma takiej mowy, nie jestem już taka głupia. 

Mimo wszystko teściowa się nie poddaje, nadal chodzi i przekonuje mnie, że dla syna powinnam zapomnieć o wszystkim i przyjąć jego ojca z otwartymi rękami, trzeba sobie przecież wybaczać. Jedna babcia mojemu synkowi też wystarczy.

Główne zdjęcie: wazne