Moi rodzice są przyzwyczajeni do kontrolowania wszystkiego i wszędzie. Chyba dlatego nie mogą się przyzwyczaić do tego, że jestem już dorosła. Swoją drogą, mam 23 lata, jestem już mężatką i wychowuję roczną córkę Natalię.
Ale w oczach moich rodziców jestem tym bezradnym dzieckiem, którym kiedyś byłam. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że nie wychodzą z naszego mieszkania i starają się pomóc w każdy możliwy sposób?
Wszystko zaczęło się, gdy wprowadziłam się do mieszkania mojego przyszłego męża. Byłam na tyle głupia, że podałam rodzicom nowy adres.
W efekcie codziennie rano w progu stała moja mama z naleśnikami, racuchami, rosołem i kotletami. Na początku próbowałam jej wyperswadować przynoszenie nam jedzenia.
Zwłaszcza, że przy takiej ilości jedzenia, jaką przygotowywała moja mama, po prostu nie mieliśmy czasu tego wszystkiego jeść.
Ale ona się obraziła i powiedziała, że nie doceniam jej matczynej troski. Wtedy mój mąż zasugerował, żebyśmy machnęli na to ręką.
- Daj spokój Kasia, niech nosi, skoro tak jej się podoba. Będziesz miała więcej wolnego czasu. Ale pół roku później babcia - matka mojej mamy - zadzwoniła do mnie i nakrzyczała na mnie.
- Nie masz sumienia! Nie wiesz, jak bardzo twoja matka jest zmęczona gotowaniem zarówno dla siebie, jak i dla twojej rodziny? Jesteś mężatką, lepiej się usamodzielnij. Nie żeruj na własnej matce! - Babcia powiedziała mi surowo.
Ta rozmowa była dla mnie kompletnym zaskoczeniem. Okazuje się, że moja mama nachodzi mnie codziennie z jedzeniem, a sama na mnie narzeka.
Natychmiast zadzwoniłam do mamy i zabroniłam jej przychodzić do nas zarówno z garnkami, jak i bez.
- Poradzę sobie bez twoich obiadków! Ale może przestaniesz na mnie narzekać - powiedziałam. Przez trzy tygodnie mama nie tylko nie przychodziła, ale też nie dzwoniła. W tym czasie właśnie poszłam na badanie USG.
Wcześniej nie chciałam nikomu mówić o ciąży, wiedział tylko mój mąż. Ale po badaniu nalegał, żebym powiedziała rodzicom, że wkrótce zostaną dziadkami.
Ta wiadomość zbliżyła nas do siebie. Ale potem wszystko wróciło do normy. Teraz moi rodzice przynosili nam owoce i warzywa, ser i tak dalej. Mieszkali na wsi i byli pewni jakości swoich lokalnych produktów.
I to wszystko do takiego stopnia, że musiałam im obiecać, że w czasie ciąży nie będę kupować niczego na rynku w mieście. Oczywiście to były tylko słowa, ale musiałam być przebiegła, żeby rodzice się nie denerwowali.
Rodzice nie poprzestali tylko na zakupach spożywczych. Kupili różnego rodzaju meble do pokoju dziecka, a także pieluszki i śpioszki.
Było mi nawet trochę nieswojo, że jako mama nie mam wpływu na to, w co będzie ubrane i czym będzie się bawić moje przyszłe dziecko. Ale potem mój mąż mnie uspokoił:
- Słońce, wnuki zawsze kocha się bardziej niż dzieci. Pozwól swoim rodzicom na tę słabość. Po narodzinach pierwszej wnuczki mama i tata nie wychodzili z naszego mieszkania. Mama tuliła, kąpała i opowiadała wnuczce bajki, a ojciec podjął się "zaszczytnej misji" wyprowadzania jej na spacery.
Tyle tylko, że po tych wszystkich przyjemnych troskach ciśnienie szczęśliwej babci zaczęło gwałtownie skakać, a krzyże dziadka zaczęły dawać o sobie znać. Chyba nie muszę mówić, kogo obwiniali. Oczywiście, że mnie!
Kiedy powiedziałam mamie, że ona i tata powinni rzadziej przyjeżdżać do naszego domu i częściej odpoczywać, obraziła się na mnie:
- Poświęciliśmy dla ciebie wszystko i to jest twoja wdzięczność? Ojciec nie może leżeć na plecach, mnie boli głowa, a ty nawet nie powiesz "dziękuję" za opiekę nad dzieckiem!
- Mamusiu, ale radzimy sobie sami. Możesz przyjść i po prostu pobawić się z Basią przez kilka godzin, a potem wrócić do domu - odpowiedziałam mamie.
- No ciekawe, jak sobie radzicie ze wszystkim, skoro cały czas ci pomagam? - mruknęła matka.
- No właśnie, o to mi chodzi. Mamo, obudź się: jestem dorosła i potrafię o siebie zadbać! I to nie tylko o siebie, ale też o męża i córkę. Przecież możesz przyjść z tatą po prostu w odwiedziny i spędzimy miło czas, nie musisz tu nic robić.
- Niedoczekanie! Widocznie nie jesteśmy mile widziani w waszym domu - odpowiedziała mama.
No i co ja mam teraz zrobić? To błędne koło: jeśli odmawiam pomocy - rodzice się obrażają, jeśli przyjmuję ich pomoc - narzekają. Co jest z nimi nie tak?
Główne zdjęcie: wazne