Mój mąż Andrzej praktycznie nic nie zarabia. Jego tak zwany dochód ledwo wystarcza na opłacenie mediów i trochę zakupów. Mimo wszystko mój mąż nie myśli o zmianie pracy lub znalezieniu dodatkowego źródła pieniędzy.

Dlaczego miałby to robić, skoro ma pracującą żonę? A raczej która pracowała, dopóki nie poszła na urlop macierzyński. Poważnie rozważam złożenie pozwu o rozwód. Ale moja mama kategorycznie się temu sprzeciwia, bo uważa, że taki mężczyzna w domu się przyda.

Teraz jestem na skraju wyczerpania nerwowego i fizycznego. A wszystko dlatego, że wybrałam na partnera jakiegoś nieroba. Szkoda tylko, że zorientowałam się tak późno. Andrzej i ja jesteśmy małżeństwem od czterech lat.

Kiedy pracowałam, nie mieliśmy problemów. Owszem, nie opływaliśmy w luksusy, ale na podstawowe potrzeby (jedzenie, media i ubrania) nam wystarczało. Mieliśmy wspólny budżet, a ja jakoś nie zwracałam uwagi na to, że coraz częściej sama uzupełniam nasze konto. Oczy otworzyły mi się po narodzinach Pawełka.

Pieluchy, pampersy, puder, śpioszki, a potem mleko modyfikowane (w drugim miesiącu miałam kryzys laktacyjny) kosztują. Teraz Paweł ma 6 miesięcy. Ostatnio straciłam sporo na wadze. Moi znajomi, którzy mnie widzą, są zaskoczeni, jak udało mi się tak szybko wrócić do formy.

A sekret jest prosty: jem bardzo mało, rano owsiankę, potem jakąś kaszę z kiełbaską. Prawdziwe mięso czy ryby zazwyczaj nie wchodzą w grę. Owoce i słodycze stały się rzadkością w naszym domu.

Ale Andrzej jest zadowolony ze wszystkiego: zrobi sobie zupkę chińską i siada przed telewizorem. Już nie mówiąc, że zazwyczaj siedzi grając w gry pół nocy z kolegami. A następnego dnia narzeka, że nie ma siły iść do pracy, a co dopiero szukać czegoś dodatkowego.

No tak, wielki pan się znalazł! Pewnego dnia nie wytrzymałam i powiedziałam mężowi wszystko, co myślałam o jego zachowaniu: "Andrzej, nie wydaje ci się, że nadszedł czas, aby zacząć być mężczyzną i znaleźć odpowiednią pracę? Od miesiąca pożyczamy pieniądze od moich rodziców. Kiedy i jak je spłacimy?".

"Oj, Ala, czym tak się martwisz? Żyjemy normalnie" - odpowiedział mój mąż. "To dla ciebie jest „normalnie”? Pawełkowi kończy się ostatnia puszka mleka, nie mamy pieniędzy na nową.

W lodówce zieje pustką, a ja nie mam za co kupić butów na zimę. Ale tobie wszystko pasuje!" - nie wytrzymałam i wyrzuciłam z siebie wszystko. „No proszę, odpaliła się. Idę pogadać z chłopakami, a ty ochłoń" - powiedział do mnie mąż.

"Grasz z nimi całą noc! Nic tylko komputer ci w głowie, a dziecko niech się samo wychowa, tak? Lepiej weź się za coś produktywnego” - powiedziałam do niego, zanim zamknął drzwi.

To chyba trochę podziałało, Bo następnego ranka „wziął się za coś produktywnego”, zaczął jeździć taksówką na pół etatu. Ale wieczorem tak bardzo narzekał, jaki to jest zmęczony, że zdałam sobie sprawę, że to była jednorazowa akacja. Więcej już nic nie zrobił.

Teraz nie dość, że pożyczam pieniądze od rodziców, to jeszcze narzekam im na moje życie rodzinne. Wydaje mi się, że nawet w czasach studenckich nie chodziłam taka głodna Ale moja mama odpowiadała na moje skargi mówiąc:

"Moja droga, doceń to, co masz. Andrzej nie pije, nie pali i nie zdradza cię. Wiele kobiet nosiłoby takiego mężczyznę na rękach!". „Dziękuję, ja mam kogo nosić.

Pawełkowi trzeba zacząć rozszerzać dietę, a ja nie mam za co kupić normalnych rzeczy” - odpowiedziałam mamie.

"Ty po prostu nie umiesz oszczędzać" - upierała się mama. "Mamo, od dawna oszczędzam na wszystkim! Z takiej sumy nie da się oszczędzać!”.

Ale mama nie słuchała moich argumentów. Teściowa już z nią wcześniej rozmawiała. Więc moi rodzice myślą, że jestem po prostu zachłanna. Jakby nie widzieli moich zapadniętych boków i wyblakłych oczu.

Cóż, skoro było dobrze, kiedy zarabiałam, muszę do tego wrócić. W niedalekiej przyszłości planuję oddać Pawła do żłobka, a sama znajdę pracę. W ten sposób będę w stanie utrzymać naszą dwójkę i wyrzucić tego nieroba. Nie potrzebuję takiego męża, a Paweł ojca. 

Główne zdjęcie: wazne