Przyznam szczerze, że zazdroszczę relacjom panującym w rodzinie mojego męża. O takiej rodzinie marzyłam od samego dzieciństwa. Rodzinie, w której panuje miłość i wzajemny szacunek, w której jesteś doceniany, gdzie zawsze Cię zrozumieją, pomogą i wysłuchają. W mojej rodzinie nigdy tego nie doświadczyłam.

Dorastałam w zwyczajnej rodzinie, gdzie nikt nie nadużywał alkoholu, a rodzice pracowali. Nie mogę powiedzieć, że byliśmy bogaci, ale nigdy nie brakowało nam pieniędzy. Miałyśmy z siostra wszystkiego pod dostatkiem, oprócz miłości, czułości i zrozumienia.

Rodzice nie dobierali słów, gdy się ze sobą kłócili. Krzyki, kłótnie i wyzwiska były na porządku dziennym. Za byle co mogli nakrzyczeć lub obrazić.

Ze względu na negatywne nastawienie moich rodziców miałam bardzo niską samoocenę. Mój ojciec zawsze powtarzał, że jestem głupia i nie mam co liczyć na znalezienie dobrej pracy. Uważał, że mogę pracować tylko jako sprzątaczka.

Nie wierzyłam, że będę w stanie sama dostać się na wymarzony kierunek, więc po szkole postanowiłam wyjechać do innego miasta. Chciałam zostać kucharzem. Nawet wtedy rodzice byli nastawieni negatywnie.

- Zamierzasz wyjechać? Zamieszkasz w akademiku, zobaczysz jak wygląda dorosłe życie i szybko wrócisz do domu! Wiedz o tym, że jeśli zajdziesz w ciążę, nie wpuszczę cię do domu! Zhańbisz całą rodzinę! Poza tym nie poradzisz sobie z nauką, przecież to już nie szkoła. - mawiała moja mama.

Nawet nie sądziłam, że mogę się spodobać jakiemukolwiek chłopakowi. Tak jak wspomniałam wcześniej, miałam niską samoocenę.

Bardzo się starałam, uczyłam się, co weekend i na wakacje wracałam do domu, by pomagać rodzicom.

Kiedy moja siostra również wyjechała studiować do innego miasta, sytuacja w rodzinie pogorszyła się jeszcze bardziej. Ona, w przeciwieństwie do mnie, nie przyjeżdżała ani w weekendy, ani w święta.

Kiedy skończyłam studia, postanowiłam zostać w mieście. Kiedy moi rodzice dowiedzieli się o tym, zrobili awanturę i zagrozili, że przyjadą i nie będę miała innego wyjścia jak wrócić z nimi do domu.

Mój ojciec powiedział, że nie mam co liczyć na jakąkolwiek pomoc finansową, że nadejdzie czas, aż będę błagać, żeby pozwolił mi wrócić do domu.

- Dopiero wtedy zrozumiesz, że miałem rację! Zastanowię się, czy pozwolić ci wrócić, czy nie.

Po tych słowach postanowiłam już nigdy o nic ich nie prosić.

- Jak wygląda twoje dorosłe życie? - Mama zapytała mnie przez telefon.

Moje dorosłe życie układało się całkiem nieźle. Wynajmowałam mieszkanie z dwiema koleżankami, więc płaciłyśmy niezbyt dużo. Na ostatnim roku studiów zacząłem pracować na pół etatu.

Na początku zarabiałam mało, ale kiedy skończyłam studia, zaproponowano mi nie tylko pracę jako pomocnik kucharza, ale też większą pensję.

Potem nadszedł najciekawszy etap mojego życia. Poznałam mojego przyszłego męża. Wtedy po raz pierwszy zaznałam troski, zdałam sobie sprawę, że jestem piękna.

Niemal od razu zaczęliśmy razem mieszkać. Nieco później przedstawił mnie swojej rodzinie.

Od razu powiem, że po poznaniu jego rodziny mój świat wywrócił się do góry nogami. Od samego początku niezbyt chciałam przedstawiać go moim rodzicom, ale teraz nie miałam pojęcia, jak mam to zrobić.

Kiedy zabrał mnie do domu rodziców, byłam otoczona ciepłem i troską. Na początku bałam się zrobić coś źle, żeby ich w jakiś sposób nie urazić. Ale darzyli mnie szczerą troską i miłością.

Jego rodzina zaczęła często do mnie dzwonić, by porozmawiać, zaprosić mnie na spacer, do siebie, chcieli wiedzieć więcej o mnie i moim życiu. Bardzo to doceniałam.

W ich obecności czułam się bardzo zrelaksowana i miałam wrażenie, że jestem pełnoprawnym członkiem ich rodziny.

Nagle zaszłam w ciążę. Zaczęłam się martwić, że będziemy musieli przełożyć ślub. Planowaliśmy się pobrać, ale trochę później. Moja przyszła teściowa mnie wspierała.

- Nie martw się, musisz dbać o siebie i dziecko. Razem wybierzemy sukienkę, która ukryje Twój brzuszek. Teraz jest duży wybór, można znaleźć mnóstwo pięknych sukienek.

Martwiłam się nie tylko z powodu zbliżającego się ślubu i wyboru sukienki. Musiałam powiedzieć rodzicom zarówno o ślubie, jak i o mojej ciąży. Nie mogłam sobie nawet wyobrazić tego, jak będzie wyglądała ta rozmowa, gdyż od razu czułam się nieswojo.

Mój przyszły mąż doskonale rozumiał to, co czułam, ponieważ opowiedziałam mu co nieco o moich relacjach z rodzicami.

Zaproponował, że pojedziemy do nich razem, zapoznamy się, zaprosimy ich na nasz ślub. Ta propozycja bardzo mi się spodobała i dzięki temu troszkę się uspokoiłam.

Jednak nastawienie moich rodziców pozostawiało wiele do życzenia.

- Wiedziałam, że tak będzie! - biadoliła mama.

- Przynajmniej znalazła sobie przyzwoitego partnera, nie zostanie sama i nie będziemy musieli utrzymywać dziecka - dodał ojciec.

- Nie licz na żadną pomoc finansową. Postanowiłaś wyjść za mąż, urodzić dziecko, więc radź sobie sama! - powiedziała do mnie mama, zanim wyszliśmy.

Długo nie mogłam się uspokoić po wizycie u rodziców. Ze względu na to, że byłam w ciąży, odbierałam wszystko w zupełnie inny sposób.

Kilka dni później przyjechała moja przyszła teściowa. Wiedziała już o tym, że pojechałam do rodziców, jak się czułam po spotkaniu i bardzo martwiła się o mnie i o dziecko.

- Być może chciałabyś zobaczyć się z psychologiem? To wszystko się ciągnie od samego dzieciństwa, psycholog pomoże ci sobie ze wszystkim poradzić i poczujesz się znacznie lepiej - zasugerowała mama mojego przyszłego męża.

- Ale ja nie mam żadnych problemów, po co mi psycholog?

Teściowa się uśmiechnęła i przekonała mnie, że wizyta u psychologa może mi się przydać.

- Chodziłam do psychologa przez prawie 6 miesięcy. Pomógł mi dojść do siebie po śmierci rodziców, gdyż sama nie potrafiłam sobie z tym poradzić - powiedziała teściowa.

- Twój obecny stan może być niebezpieczny zarówno dla Ciebie, jak i Twojego dziecka. Udaj się do psychologa przynajmniej ten jeden raz, jeśli ci się nie spodoba, nie będę cię namawiać.

Znalazła mi dobrego specjalistę. Po konsultacji psychologicznej poczułam się o wiele lepiej i postanowiłam, że nadal będę chodzić do psychologa.

Mieliśmy przed sobą dużo pracy, ale nie mogłam w obecnym stanie chodzić na konsultacje regularnie, więc postanowiłam, że lepiej zaczekać do porodu.

Moi rodzice nie przyjechali na ślub. Powiedzieli, że boją się zachorować. Nie byłam tym zbytnio przejęta. Zasugerowali, że fajnie byłoby przenieść przyjęcie, ale oczywiście tego nie zrobiliśmy.

Nie planowaliśmy hucznego wesela, więc spędziliśmy czas z rodziną męża i moją najlepszą przyjaciółką. Moi rodzice nawet nie zadzwonili by złożyć nam życzenia.

Nie było ich na wypisie ze szpitala ani na chrzcinach. Zapraszałam ich na każde święta, ale odmawiali. Po pewnym czasie matka zaczęła domagać się, abyśmy przyjechali pomóc jej w ogrodzie.

Miała mi za złe, że nie proponuję pomocy i że musi mi przypominać o tak oczywistych rzeczach. Nie interesowało jej, że mój mąż pracuje, a syn ma dopiero 3 miesiące i nie mogę go zostawić ani na chwilę, więc nie byłabym w stanie im pomóc.

- Wychowywaliśmy cię przez tyle lat, a ty jesteś taka niewdzięczna! Jeśli twój mąż zostawi cię dla innej kobiety, przyjdziesz do nas i będziesz błagać, żebyśmy pozwolili ci wrócić! Komu będziesz teraz potrzebna, skoro masz dziecko? - mówiła do mnie matka podczas rozmowy telefonicznej.

Bardzo mnie to zabolało i przez długi czas nie utrzymywałam kontaktu z rodzicami. Przez jakiś czas sama do nich pisałam, próbowałam nawiązać jakiś kontakt, próbowałam coś ustalić, ale nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. Przestałam się z nimi kontaktować. Nie dzwonią ani nie piszą do mnie.

Jestem szczęśliwa, że mam teraz własną, dużą i zżytą rodzinę. Do końca życia będę za to wdzięczna mojemu mężowi i jego rodzinie.

Główne zdjęcie: str