Obok swojej mamy, mój mąż zmienia się w osobę, która mnie przeraża.
W ciągu kilku lat naszego małżeństwa bardzo dobrze poznałam mojego męża. I nie mam do niego żadnych pretensji. Jest prawie idealny. Ale tylko do momentu, póki w pobliżu nie ma jego rodziców. W innym przypadku natychmiast się zmienia, staje się człowiekiem, który budzi we mnie obrzydzenie.
Moi rodzice wychowali nas z bratem w taki sposób, że nie mieliśmy podziału obowiązków domowych. Ten, kto miał czas, zajmował się domem - wynieść śmieci, pozmywać naczynia czy podłogę. Robiliśmy to wszystko bez żadnego przymusu.
Tak samo było w przypadku mnie i mojego męża, gdy zaczęliśmy mieszkać razem. Nigdy nie dochodziło do kłótni o to, kto co powinien robić.
Jeśli mój mąż wracał wcześniej do domu, robił kolację nie czekając na mnie, aż wrócę i zacznę gotować. Dotyczyło to również innych obowiązków domowych.
Tuż przed ślubem przyjechali do nas rodzice mojego przyszłego męża, aby poznać mnie i moich rodziców.
Mieszkaliśmy z mężem osobno, więc jego ojciec i matka nocowali w naszym mieszkaniu. Byłam całkowicie zaskoczona nagłą zmianą zachowania mojego narzeczonego.
Za każdym razem, gdy prosiłam go o pomoc, wymyślał wymówki. Bardzo się zmienił!
Kiedy go upomniałam, przyszła teściowa stanęła w obronie syna:
- Nie wolno mówić mężczyźnie, by zajmował się obowiązkami domowymi, które powinna wykonywać kobieta! To właśnie ty musisz to robić.
- Robimy wszystko razem, przecież oboje pracujemy - nie zgodziłam się z przyszłą teściową.
- To nie w porządku. To należy do obowiązków kobiety. Nie waż się uczyć dziecka tego samego! - powiedziała z wyrzutem przyszła teściowa.
Wieczorem pojechaliśmy do moich rodziców. Opowiedziałam mamie, że mój narzeczony bardzo się zmienił w obecności swoich rodziców, do tego wspomniałam o tym, co powiedziała mi przyszła teściowa. Mama poradziła mi, żebym nie zwracała uwagi na to, co się stało.
- Nie zwracaj uwagi! On chce tylko popisać się przed swoimi rodzicami. Kiedy jego rodzice wyjadą, wszystko wróci do normy. Przecież nie będziesz mieszkać z jego rodzicami.
Mama miała rację. Następnego dnia rodzice mojego przyszłego męża wyjechali, a nasze życie zaczęło wyglądać tak jak wcześniej.
Dwa razy po ślubie odwiedziliśmy rodziców mojego męża, a potem oni odwiedzili nas. Za każdym razem było to dla mnie bardzo stresujące doświadczenie.
Mój mąż znów zamieniał się w lenia, który nie potrafi odstawić kubka do zlewu, nie mówiąc już o jego umyciu.
Szczególnie irytowało mnie to, że kiedy przyjeżdżaliśmy, teściowa ani przez chwilę nie siedziała bezczynnie, zawsze coś robiła i wymyślała dla mnie jakieś zajęcie.
Według niej mężczyźni powinni odpoczywać w domu, a kobiety zajmować się domem.
Najbardziej zaskakujące jest to, że mój mąż nie zauważa żadnej różnicy w swoim zachowaniu.
Uważa, że po prostu nie lubię jego rodziców, więc wymyślam powody, by się z nimi nie komunikować.
Mama radzi mi, żebym jakoś wytrzymała przez dzień czy dwa, zwłaszcza, że nie spotykamy się zbyt często. Rozumiem, że właśnie w ten sposób powinnam podchodzić do tej sytuacji.
Gdy jesteśmy z mężem sami, jestem zachwycona z powodu tego, jakim jest wspaniałym człowiekiem! Ale gdy tylko pojawiają się w pobliżu jego rodzice, znów wyprowadza mnie to z równowagi.
Boję się, że z czasem mój mąż będzie przypominał swojego ojca, który nie tylko nie robi nic w domu, ale też nie sprząta po sobie.
Znajduję wymówki, aby nie jechać do rodziców męża. Mówi, że nie okazuję im w ten sposób szacunku. Ale ja chcę uniknąć niepotrzebnych kłótni, które mogłyby zniszczyć nasze małżeństwo.
Główne zdjęcie: str