Mama urodziła mnie w wieku 18 lat, a Ninę w wieku 20 lat. Jestem starszą siostrą i mój mąż Sylwek również jest najstarszym synem. Może dlatego jesteśmy przyzwyczajeni do rozwiązywania własnych problemów. No i nie traktujemy wielu rzeczy jako problemów. Raczej jako zadania, które trzeba rozwiązać. Nie masz gdzie mieszkać? Kup mieszkanie.

Nie mieliśmy ślubu, nie mieliśmy nawet gdzie się wprowadzić. Przez rok oszczędzaliśmy każdy grosz, by kupić mieszkanie. Pracowaliśmy na dwa etaty. Byliśmy młodzi, mieliśmy dużo energii. Byliśmy zamroczeni nadchodzącym "i żyli długo i szczęśliwie".

Kupiliśmy obskurną kawalerkę, pobraliśmy się. Remontowaliśmy ją przez dwa lata, krok po kroku, aż była naprawdę piękna. Potem ją sprzedaliśmy i kupiliśmy większe mieszkanie w dobrej dzielnicy. Ze spokojem poszłam na urlop macierzyński.

Po macierzyńskim planowaliśmy sprzedać nasze dwa pokoje i kupić trzypokojowe, biorąc niewielki kredyt. Potem drugi urlop macierzyński. Moja siostra szczerze mnie nie rozumiała. Jak można tak planować całe życie? Przecież to taka presja!

- Ale ja wcale nie czuję presji - sprzeciwiłam się Ninie. - Tak, planujemy przyszłość. Tak się łatwiej żyje.

Nina żyła inaczej. Wyszła za mąż za faceta, który mieszkał z rodzicami. I nie zamierzali kupować czegoś własnego. Jest przecież mieszkanie jej teściów! Ale z jakiegoś powodu teściowie nie spieszyli się z przepisaniem mieszkania młodym. Nasza mama szczerze tego nie rozumiała: Nie ufają ci? A co na to mąż? Dlaczego nie naciska na swoich rodziców? A co jak będziesz miała dzieci?!

Wszystko to opowiadała mi z oburzeniem. I szczerze nie rozumiałam, dlaczego ona chce mieszkać z obcymi ludźmi? Nie wyobrażam sobie mieszkać z teściową w ciasnym mieszkaniu. Dostawałam od niej wystarczająco rad mieszkając osobno.

Minęły lata, kupiliśmy trzypokojowe mieszkanie, poszłam na drugi urlop macierzyński. Nina dzwoni do mnie i szlocha: Jestem w ciąży!

- To wspaniale! Gratulacje!

- Niepotrzebnie - Nina pociągnęła nosem. - Teściowa mówi, że po porodzie powinnam wrócić do rodziców.

- Jak to? Dlaczego? - Byłam naprawdę zaskoczona.

- Powiedziała, że mężczyzna powinien zapewnić swojej rodzinie mieszkanie. A oni nie zamierzają mieszkać jeszcze z małym dzieckiem.

- Nawet nie wiem, co ci doradzić...

- Co ty możesz mi doradzić? - załkała. - Przecież masz takie mieszkanie! Zaraz będziesz mieć jeszcze lepsze. A ja mam pecha.

To nie był pech, ale nie chciałam się kłócić z siostrą, zwłaszcza, że była w ciąży. Nie poruszałyśmy tego tematu przez kilka miesięcy. Wtedy zadzwoniła mama: Iwonko, wiesz w jakiej Nina jest teraz sytuacji.

- No tak, wiem.

- My oczywiście pozwolimy jej mieszkać u nas. Ale tak myśleliśmy z tatą. Dobrze ci się powodzi, masz dobrego męża, ładne, duże mieszkanie. A oni sobie zupełnie nie radzą, nie wiem, jak zamierzają dalej żyć - płakała moja mama - Może zgodziłabyś się oddać swoją część mieszkania Ninie?

Poczułam się, jakby wylano mi na głowę kubeł zimnej wody. No tak, biorąc wszystko pod uwagę, nie rościłabym sobie prawa do mojej części, gdyby mieszkała tam moja siostra! A biorąc pod uwagę, że nasi rodzice są młodzi, myślę, że doczekają się nawet prawnuków. Wszystko zmieni się sto razy. Ale takie podejście...

Może to hormony we mnie buzowały, ale nie zgodziłam się. - Ale nie wiemy, co zrobimy później. Nie chcę teraz podejmować tak poważnych decyzji. W mojej głowie od razu pojawiło się kilka scenariuszy. Zaczynając od tego, że moi rodzice już przepisali mieszkanie siostrze. I teraz to oni mieszkają u niej.

Siostra się na mnie obraziła. Zaczęła swoją śpiewkę "ty masz szczęście, a ja pecha". Powtórzyłam jej słowa teściowej, że jej rodzina powinna sama się utrzymywać, a nie polegać na rodzicach. Mama już nie poruszała tego tematu. Zobaczymy, co będzie dalej.

Główne zdjęcie: wazne