Nikt mnie nie rozumie. Niedawno wystawiłam rzeczy syna za drzwi i zamieszkałam z synową. Moi bliscy myślą, że postradałam zmysły. Nie żałuję swojej decyzji. Gorzka jest tylko świadomość, że nie potrafiłam wcześniej mu się postawić.
Mój zmarły mąż był przystojny: wysoki brunet o szerokich ramionach, brązowych oczach i ziemistej cerze. Jego głos był niski i aksamitny. Nadawałby się na aktora albo prezentera w telewizji! Tyle że sam zbyt dużo czasu spędzał wzdychając do lustra.
Wiedział, że jest przystojny i wykorzystywał swój wygląd przez całe życie. Wszystkie koleżanki umierały z zazdrości, a ja wstydziłam się im przyznać, że mój ukochany zdradza mnie na prawo i lewo.
Moja teściowa powiedziała, że mężczyźni nie zostawiają dobrych żon dla innych. Mama poradziła mi, żebym to przecierpiała. Więc w milczeniu to znosiłam, płacząc nocami w poduszkę. Kiedy urodziło się nam dziecko, długo wyczekiwany syn Wojtek, mój mąż nieco się uspokoił. Stał się bardziej powściągliwy. Miałam nadzieję, że to koniec.
Ale po kilku latach sprawy zaczęły zataczać nowy krąg. Picie, imprezy, kłótnie... Dobrze, że przynajmniej nie dochodziło do rękoczynów. Zawsze załatwialiśmy sprawy za zamkniętymi drzwiami.
Syn nigdy nie słyszał, żebyśmy się kłócili. Ale nigdy nie myślałam, że moje dziecko wyrośnie na takie samo ziółko. Mój mąż żył intensywnie, ale krótko. Najpierw zaczęły szwankować mu nerki, potem serce. Niecałe sześć miesięcy później zostałam wdową.
Syn był jeszcze w szkole. Wychowywałam go sama. Zachował dobre wspomnienia o ojcu, uważał go za swojego bohatera. Nigdy nie powiedziałam mu, jaki naprawdę był mój mąż. Czas mijał. Wojtek dorastał i stawał się coraz bardziej podobny do ojca. Czarne kręcone włosy, przystojny chłopak. Dziewczyny padały mu do stóp.
Kiedy poszedł na studia, co tydzień przyprowadzał do domu nową „modelkę”. Próbowałam przemówić mu do rozsądku, ale on tylko machnął ręką. Wiedział, że jest przystojny i był z tego dumny.
Jakież było moje zdziwienie, gdy pewnego dnia Wojtek przyprowadził do domu skromną Izę. Powiedział, że spodziewają się dziecka. Postanowili się pobrać. Początkowo żyli cicho i spokojnie. Synowa była naprawdę pomocna: kiedy byłam w pracy, sprzątała, gotowała i prała.
Iza nigdy nie narzekała na to, że jest w takiej sytuacji, że jest jej ciężko. Tyle że syn coraz częściej znikał. A kiedy Iza urodziła dziewczynkę, Wojtek przestał w ogóle zwracać uwagę na żonę. Marzył o synu, na córce mu nie zależało.
Zaczęły się kłótnie i awantury. Kilka razy widziałam siniaki na nadgarstku Izy, ale ona przysięgała, że to był wypadek. Mój syn zaczął zostawać w pracy do późna. Często przychodził pijany i cichym głosem kłócił się ze swoją żoną.
Pewnego dnia przekroczył granicę. Wróciłam z pracy godzinę wcześniej i usłyszałam brzęk naczyń w kuchni. Mój syn krzyczał tak głośno, że dzwoniło mi w uszach. Wyrzucał Izie, że nie ma charakteru, że nie może urodzić mu syna i że wygląda jak hipopotam.
Ale Wojtek nie tylko krzyczał. W tym samym czasie wyrzucił z szafy rzeczy żony i małej córeczki, kopnął je i kazał żonie odejść. Iza, ściskając córeczkę w ramionach, drżała od płaczu. Była bardzo przestraszona i szeptała coś córce do ucha.
Wtedy moja cierpliwość pękła. Podeszłam do syna i wymierzyłam Wojtkowi taki policzek, że ręka bolała mnie przez kilka dni. Praktycznie wytargałam go z kuchni na korytarz:
- Jakim prawem zachowujesz się tak w moim domu? Iza jest twoją żoną i matką twojego dziecka! Co wieczór wracasz pijany do domu, a ona czeka na ciebie, wyglądając przez okno, z pyszną kolacją i nadzieją w oczach! Niewdzięcznik! Wynoś się, bo wezwę policję! Jeśli nie potrafisz docenić swojego szczęścia, poszukaj go gdzie indziej!
Zanim mój syn oprzytomniał, stał już w drzwiach z walizką w rękach. Wróciłam do kuchni, zaparzyłam Izie rumianek, a ona opowiedziała mi o wszystkim. Okazało się, że zaczął ją zdradzać, gdy jeszcze była w ciąży.
Miał czelność pokazywać zdjęcia swoich kochanek i opowiadać o tym, jak dobrze im było razem. Och, jak bardzo przypominał mi mojego męża! Tydzień po awanturze syn przyszedł po swoje rzeczy. Próbował przeprosić, ale nie był świadomy swojej winy. Nie przyjęłyśmy go.
Od pół roku mieszkamy razem: ja, Iza i Marysia. W domu zrobiło się cicho i spokojnie. Niech rodzina myśli sobie co chce, mam to gdzieś. Czuję, że dobrze postąpiłam. Straciłam syna, ale mam teraz córkę.
Główne zdjęcie: wazne