Moja mama żyje na podwójnych standardach. Przez całe moje dzieciństwo mówiła mi, że kobieta powinna być niezależna, że w życiu warto polegać tylko na sobie i nie oczekiwać niczego w zamian. Ale teraz moja mama potrzebuje pomocy. Nagle oczekuje, że jej pomogę. Czy nie tego mnie uczono?
Ale najpierw to, co najważniejsze. Kiedy skończyłam osiemnaście lat, moja mama wyraźnie dała mi znać, że nikt mnie więcej nie będzie utrzymywać i że czas, abym sama wzięła odpowiedzialność za swoje życie. Znalazłam sobie pracę dorywczą i wynajęłam pokój.
Oczywiście, na początku byłam bardzo obrażona, ponieważ rodzice moich znajomych ich utrzymywali i nie byli tak surowi. Ale po kilku latach zdałam sobie sprawę, że moi znajomi byli tak infantylni i niezdolni do rozwiązywania podstawowych problemów życia codziennego, że dziękowałam mamie, że nauczyła mnie tego znacznie wcześniej. Dzięki temu szybko zbudowałam swoją karierę i byłam zadowolona z pracy.
Miałyśmy dobre stosunki z mamą, traktowała mnie jak równą sobie, co bardzo mi się podobało. Jestem pewna, że gdybym napotkała jakieś trudności, na pewno by mi pomogła. Na szczęście nie mieliśmy takich sytuacji, z czego bardzo się cieszę. Chyba w ten sposób chciałam udowodnić mamie, że jestem samodzielna i nie jestem od niej zależna.
Nasze dobre stosunki trwały dwanaście lat. W tym czasie wyszłam za mąż, moja kariera szła naprzód, a dzieci z mężem jeszcze nie planowaliśmy. Tym bardziej, że chcieliśmy spróbować życia w innym kraju. Cały ten czas mieszkaliśmy w wynajmowanym mieszkaniu i nie widzieliśmy sensu w kupnie własnego, ponieważ planowaliśmy wyjazd.
Kilka lat temu zmarła moja ukochana babcia, która w spadku pozostawiła matce mieszkanie. Mój mąż był zachwycony, że mama zaoferuje nam możliwość przeprowadzki do mieszkania babci, ale ja nawet nie śmiałam o tym pomyśleć. Wiedziałam od razu, że to marzenie ściętej głowy.
Przed teściową byłam zakłopotana: za każdym razem pytała, czy nie przeprowadzamy się. Dowiedziałam się potem od męża, że była w szoku, jak można nie zaproponować dzieciom mieszkać we własnym mieszkaniu, zamiast tułać się po cudzych kątach. Wytłumaczyłam mężowi, że moja mama ma swoje własne przekonania i wychowała mnie inaczej, więc nie ma co ciągnąć tego tematu.
Jesteśmy odpowiedzialni za własne życie, nie ma co oczekiwać pomocy od innych, tym bardziej że nie mieszkamy na ulicy. W rezultacie mama postanowiła wynajmować mieszkanie. Warto zaznaczyć, że moja mama jest emerytką, wynajmowanie mieszkania stanowiło dodatkowy dochód, a do tego miała dużo czasu.
Decyzja o wynajmowaniu była przemyślana i mama zadbała, aby mieszkanie wyglądało porządnie. Kiedy postanowiła wynająć mieszkanie, nadszedł okres pandemii, ale po jakimś czasie znaleźli się najemcy.
Na początku mama cieszyła się: otrzymywała pieniądze, nie robiąc praktycznie nic, a przychody były całkiem niezłe. Żałowała, że tak długo zwlekała z decyzją o zarabianiu takim pasywnym dochodem.
Jednak utrzymanie tego pasywnego dochodu stało się moim problemem. Najpierw internet nie działał poprawnie i trzeba było go naprawić, a potem coś się zepsuło. Mama zadzwoniła do mnie i męża z prośbą o pomoc.
W moim przekonaniu, skoro zdecydowała się na wynajem mieszkania, to powinna sama zajmować się wszelkimi sprawami. Dlaczego mamy być za to odpowiedzialni? Zaproponowałam mamie, żeby zatrudniała specjalistów zamiast obciążać mnie i mojego męża, na co odpowiedziała, że "fachowcom trzeba płacić".
Potem mama kupiła nową pralkę i oznajmiła, że mój mąż musi przyjechać i zainstalować ją w mieszkaniu. Przez pół roku takich próśb nazbierało się sporo. Pewnego razu zadzwoniła z kolejną prośbą w środku nocy, na co nie wytrzymałam i odpowiedziałam:
Słuchaj, nie zatrudniałam się u ciebie jako pomocnik. Skąd taki pomysł, że powinniśmy reagować na każdy twój telefon, żeby rozwiązywać problemy z twoimi najemcami i tym co tam się dzieje?
- Po prostu jestem twoją mamą, a ty jesteś moją córką. Musisz mi pomagać - odpowiedziała moja mama.
- A może najpierw zaczniesz pokrywać koszty benzyny, które wydajemy na te wszystkie wyjazdy?
- Nie sądziłam, że jesteś taka skąpa, córeczko!
- Tak mnie wychowałaś, to teraz nie narzekaj - rzuciłam. - Ciekawe podejście: ty bierzesz pieniądze za wynajem, a ja mam za darmo rozwiązywać wszystkie problemy. Mam już swoje zmartwienia, a teraz mam jeszcze to. Jeśli nie chcesz płacić fachowcom za naprawę, nie możesz samodzielnie rozwiązywać kwestii dotyczących mieszkania, to może lepiej go nie wynajmuj.
- Jak ci nie wstyd tak do mnie mówić?!
- Bo ty mamo, chcesz mieść ciastko i zjeść ciastko. Możemy pomagać ci z mężem. Ale umówmy się, że dasz nam połowę pieniędzy z czynszu, aby pokryć koszty benzyny i rozwiązać wszelkie problemy, które się pojawią. Zgoda?
W odpowiedzi usłyszałam, że jest mną rozczarowana i nie sądziła, że wychowała tak chciwą i samolubną córkę. Odłożyła słuchawkę i nie dzwoni już od miesiąca. Przynajmniej nikt nie przytłacza mnie swoimi sprawami. Uważam, że zaoferowałam dobre rozwiązanie dla obu stron, a mąż mnie w tym wspiera.