Wszyscy bliscy do nas dzwonią, że trzeba zabrać babcię do siebie, że przecież jest już starsza i trzeba mieć ją blisko.  

Chcą, żebyśmy jej pozwolili zamieszać w mieszkaniu rodziców. Ja całe szczęście teraz mieszkam u męża, a tutaj na pewno jej nie zaproszę. 

Mieliśmy jedno niemiłe doświadczenie. Pięć lat temu już zabraliśmy babcię bliżej siebie, sama o to prosiła, skarżyła się, że zdrowie jej doskwiera.

Wszyscy byliśmy przygotowani na to, że prędzej czy później i tak trzeba będzie to zrobić. Natychmiast rozpoczęliśmy przygotowania do przeprowadzki babci.

Wtedy jeszcze mieszkałam razem z rodzicami, a mieli tylko dwupokojowe mieszkanie, więc musiałam pilnie szukać innego lokum oczekując na przeprowadzkę babci.

Rodzice zrobili remont w moim byłym pokoju i przemeblowali go, żeby babcia miała wygodnie, potem tata pojechał odebrać babcię. 

Myśleliśmy, że zabierze tylko swoje rzeczy, ale nic z tego. Domagała się przeniesienia mebli, ponieważ przyzwyczaiła się do nich i nie chciała zostawiać ich za sobą. 

Przewożenie jej wszystkich rzeczy to był prawdziwy rytuał. Nie chciała zostawić nic w mieszkaniu, które miała sprzedać.

Wzięłam meble z pokoju, który przygotowali dla babci, do swojego wynajmowanego mieszkania. Nie wyobrażam sobie, jak rodzice pomieścili tam wszystkie jej skarby. 

Ale to jeszcze nie był największy problem. Babcia przeprowadziła się, przez dwa tygodnie żyła spokojnie, a potem zaczęła się nudzić.

Wszystkie jej przyjaciółki pozostały w innym mieście, a babcia nie miała ochoty na nowe znajomości, mówiła, że jest już za stara na to. 

I wtedy zaczęła męczyć rodzinę ciągłymi narzekaniami, ciągle szukała lub tworzyła powody do kłótni, zaczęła udawać chorobę. 

Jeśli coś jej się nie podobało, jeśli coś nie szło zgodnie z jej planem, babcia zaczynała płakać i żądać natychmiastowego powrotu do swojego mieszkania, twierdząc, że jest tu nikomu niepotrzebna i przeszkadza wszystkim. 

Cała rodzina musiała ją uspokajać, przekonywać, że nikomu nie przeszkadza, że wszystko jest w porządku, nie trzeba się tak nad sobą użalać. Ale to pomagało tylko do następnego razu.

Swoimi narzekaniami psuła humor każdemu. Kłóciła się z mamą, bo zaczęła narzucać swoje zasady, a mama w swoim domu nie chciała ich akceptować. 

Zaczęła się czepiać taty, że chodzi cały czas z niezadowoleniem wymalowanym na twarzy. A jak miałby chodzić zadowolony, skoro w domu ciągle panowała napięta atmosfera. 

Mnie też się oberwało. Dlaczego nie przychodzę tu często? Chyba nie chcę widywać babci, jestem niewdzięczna, a kiedyś się mną opiekowała. 

Odwiedzałam rodziców raz w tygodniu. Tylko, że moje mieszkanie jest daleko od nich, bo szukałam miejsca bliżej pracy. Nie mogłam ich odwiedzać codziennie. 

- Nikt mnie tu nie potrzebuje - westchnęła babcia.

Kilka razy babcia wyzywająco pakowała walizkę i udawała, że wychodzi, ale tylko po to, żeby ktoś zatrzymał ją w drzwiach i błagał, żeby została. 

- Po co mnie tu przywieźliście? Byłoby lepiej, gdybym została w domu, tam przynajmniej ktoś mnie potrzebuje - zaczęła lamentować babcia. Musieliśmy ją przekonywać, że wcale tak nie jest.

Potem ona i mama strasznie się pokłóciły, babcia sama pozbierała swoje rzeczy i pognała z powrotem do swojego mieszkania, a tata potem przewiózł z powrotem jej rupiecie, meble i inne rzeczy. 

Dopiero po pół roku babcia raczyła się zlitować nad rodziną i odnowić kontakt. Relacje trochę się poprawiły.

Prawie pięć lat żyliśmy spokojnie, aż moja babcia zaczęła narzekać swoim krewnym, że jest jej już ciężko żyć samotnie, potrzebuje pomocy. 

Najciekawsze jest to, że nam jeszcze tego nie powiedziała. Najwyraźniej chce, żebyśmy sami poruszyli ten temat. Ale moi rodzice się nie spieszą. 

Moja mama ostatnio odwiedziła babcię, oceniła jej stan, popatrzyła jak się sprawy mają i doszła do wniosku, że babcia radzi sobie sama, a że zaczęła mówić o przeprowadzce, to pewnie z nudów, więc postanowiła powtórzyć swoją przygodę.

Główne zdjęcie: str