Nagle pojawiły się problemy, które mi się nawet nigdy nie śniły. Wydawać by się mogło, że życie pod jednym dachem z teściową będzie trudne, ale nie w tym rzecz. Moja żona zaczęła się dziwnie zachowywać.
Musieliśmy przenieść się do domu mamy mojej żony po tragedii w sąsiednim mieszkaniu. Silny pożar, który dotknął także nasze mieszkanie. Póki sprawy z ubezpieczeniem i innymi rzeczami się nie wyjaśnią, postanowiliśmy tu pomieszkać.
Teściowa sama nam to zaproponowała. Moi rodzice też chcieli pomóc, ale mieszkają daleko od mojej pracy. Mama Kasi była bardzo miła. Oddała nam drugi pokój, nigdy nie wchodziła bez pukania, nie wtrącała się, a my staraliśmy się pomagać.
Oczywiście, kupowaliśmy jedzenie, płaciliśmy za rachunki, choć mówiła, że nic nie potrzebuje. Nie chcieliśmy, żeby starsza kobieta utrzymywała dwójkę dorosłych ludzi. Pracowała mniej więcej do południa, więc różne obowiązki domowe wzięła na siebie. My z żoną też pomagaliśmy, ale większość rzeczy spoczywała na niej.
- Nie martw się, to dla mnie nie problem - uśmiechała się mama Kasi - jeśli coś, zawsze poproszę o pomoc.
Wygląda na to, że moja żona zbyt dosłownie odebrała te słowa, bo całkowicie spoczęła na laurach. To nie włączy prania, to nie może podgrzać obiadu, za każdym razem czeka na mamę. Pomyślałem, że same poradzą sobie z tymi sprawami, ale taka sytuacja mi się nie podobała.
Zacząłem zauważać małe rzeczy, że zaraz po posiłku od razu zmywam naczynia, a moja żona zostawia talerz w zlewie i wraca do swoich zajęć. Zdejmuje swoje ubrania, zostawia je, gdzie popadnie.
Oczywiście, ja sam nie jestem ideałem w tej kwestii. W domu też mogłem rzucić sweter na fotel, zamiast włożyć go do szafy. Ale przecież nie jesteśmy u siebie. Próbowałem z nią o tym porozmawiać, ale nie mogłem pozbyć się wrażenia, że ona rzeczywiście czuje się tu jak w domu u mamy, a to ja jestem gościem.
W troje mieszkaliśmy około 6 miesięcy. W naszym mieszkaniu skończyły się prace remontowe, meble dotarły z dostawy. Gdy wszystko już było gotowe i wyjaśnione, zacząłem podnosić temat przeprowadzki.
Z teściową mieszkało mi się super, nie mam nic do zarzucenia. To wspaniała osoba, jestem jej ogromnie wdzięczny za całą opiekę. Ale mamy swoją rodzinę, swoje mieszkanie i planujemy dzieci. Chciałbym je wychować po swojemu.
Powiedziałem żonie, żeby zaczęła się przygotowywać, powoli pakować rzeczy, a ja zajmę się przewozem. I właśnie od tego momentu zaczyna się kulminacja historii. Żona zaczęła się wykręcać, szukać powodów, żeby pozostać u mamy. To jeszcze coś trzeba wyremontować, tu śrubkę przykręcić, tu coś tam. Drobiazgi.
Zrozumiałem, dlaczego to odkładała. Tutaj nie musiała się niczym martwić, nic robić. A w domu będzie musiała wrócić do obowiązków. I tu nawet nie chodzi o to, że musi wszystko robić sama. Wszystkie obowiązki zawsze dzieliliśmy na pół. Ale tu czuje się jak na wakacjach w hotelu.
Chciałem ten temat przedyskutować z teściową. Żeby porozmawiała z Kasią.
- Przecież zachowuje się teraz jak pasożyt. Wykorzystuje cię. A teraz wymyśla pomysły, żeby nie wracać do domu. Jeśli ja jeszcze raz spróbuję ją przekonać, to nie skończy się pokojowo. Zaczną się awantury. Może ty spróbujesz jej to wytłumaczyć?
- No i co mam jej powiedzieć? Żeby wyniosła się z mojego domu? Nie mogę tego zrobić - powiedziała teściowa.
Chwilę się nad tym zastanowiłem, po czym postanowiłem zabrać swoje rzeczy i wrócić do domu. I postawiłem żonie ultimatum - albo wróci do mieszkania do końca tygodnia, albo rozwód. Nie widzę innego wyjścia z tej sytuacji.
Główne zdjęcie: wazne