„Zarówno ja, jak i mój mąż jesteśmy po pięćdziesiątce, ale nie mamy własnego mieszkania. Mieszkamy w trzypokojowym mieszkaniu, ale oprócz nas z mężem i syna, mieszkają tu również rodzice mojego męża.

Od samego początku nie miałam z nimi dobrych relacji. Dlatego się nie komunikujemy. Coś takiego często się zdarza. Mieszkamy pod jednym dachem, ale nie rozmawiamy” - opowiada Teresa.

Na początku próbowaliśmy coś zrobić w tej sprawie. Mój mąż zaproponował rodzicom zamianę mieszkania, ale oni się nie zgodzili. Najpierw powiedzieli, że nie uda im się znaleźć żadnego mieszkania za te pieniądze w tak dobrej okolicy.

Potem wymyślili inne powody. Z czasem w ogóle przestali cokolwiek wymyślać - to nasze mieszkanie, nie sprzedamy go. Jeśli wam to nie odpowiada, możecie się wyprowadzić. Nie mieliśmy dokąd iść, więc zostaliśmy w tym mieszkaniu. Przyzwyczailiśmy się do pewnych rzeczy. Przestałam liczyć na to, że coś się jeszcze może zmienić.

Najbardziej przejmował się tym nasz syn. Ma teraz 26 lat, jest już dorosły. W jaki sposób może ułożyć sobie życie prywatne, gdyż mieszka w takich warunkach? Spotykał się z jedną dziewczyną przez ponad rok, ale zerwali ze sobą, ponieważ nie mógł nawet zaprosić jej do domu. Uznała, że coś ukrywa, więc przestała się z nim spotykać i znalazła sobie kogoś innego.

Teraz jest w związku z piękną dziewczyną. Ma na imię Nikola, pochodzi z innego miasta i przyjechała tu na studia. Rodzice kupili jej mieszkanie, gdy była na drugim roku studiów, aby nie musiała ciągle przeprowadzać się z jednego mieszkania do drugiego i mogła skupić się na nauce.

Wkrótce zdali sobie sprawę, że to poważny związek. Nadszedł czas poznać rodziców Nikoli, ale nie wiedzieliśmy, jak najlepiej się do tego zabrać. Nasze relacje z rodzicami męża są trudne. Do tego mieszkanie nie było remontowane odkąd się wprowadziłam. Każdy myślał, że jego to nie dotyczy”.

Przecież nie wypada spotykać się ze swatami na neutralnym gruncie. Co sobie o nas pomyślą? Jeśli zaprosimy ich do cudzego mieszkania, prawda też w końcu wyjdzie na jaw. Niech od razu wiedzą jak wygląda sytuacja.

Kiedy przekroczyli próg naszego mieszkania, nie dało się nie zauważyć rozczarowania na ich twarzach. Przy stole ojciec Nikoli od razu powiedział, że jego córka nie wyjdzie za mąż za naszego syna. Powiedział, że mężczyzna, który nie ma gdzie mieszkać, nie będzie w stanie utrzymać jego córki.

My z kolei zaproponowaliśmy, żeby narzeczeni zamieszkali osobno, skoro Nikola ma własne mieszkanie. Zobowiązaliśmy się, że będziemy im pomagać finansowo. Ojciec Nikoli odpowiedział, że jego córka nie potrzebuje jałmużny.

Rozmowa wyraźnie się nie kleiła, więc nie wiedzieliśmy z mężem, co powinniśmy powiedzieć. Wydawało się, że nie da się nic zrobić. Kiedy poszłam do kuchni, matka Nikoli, która milczała przez cały ten czas, poszła za mną. Od razu próbowała mnie pocieszyć i poprosiła, żebym nie obrażała się na to, w jaki sposób zachowuje się jej mąż.

Według niej najważniejsze jest to, że zarówno jej córka, jak i nasz syn bardzo się kochają. Zaś warunki, w jakich teraz żyjemy, to nie jest wielki problem. Okazało się, że rodzice Nikoli byli kiedyś w podobnej sytuacji. Dlatego 11 lat temu kobieta zdecydowała się wyjechać za granicę, aby zarobić pieniądze.

W ten sposób najpierw zarobiła na mieszkanie dla siebie i męża, a potem była w stanie kupić mieszkanie dla swojej córki... Przyszła swatka powiedziała mi, że za półtora miesiąca znów jedzie do Włoch, gdzie opiekuje się starszą kobietą.

Zaproponowała, żebym pojechała z nią i obiecała mi, że pomoże znaleźć podobną pracę w okolicy. Zaczęłam rozmyślać na ten temat. Może naprawdę powinnam pojechać? Szkoda tylko, że musiałabym zrezygnować z pracy tutaj.

"Z drugiej strony, w naszym mieście nie można wiele zarobić, za to można zarobić trochę pieniędzy za granicą. To pomoże synowi, żeby nikt mu nie wypominał tego, że mieszka w cudzym mieszkaniu" - rozmyśla kobieta.