Od dłuższego czasu kłócę się z mamą z powodu jej nawyku rzucania słów na wiatr. Robi to w bardzo subtelny sposób. Powiedzmy, że proszę mamę o zrobienie czegoś dla mnie. 

Obiecuje, że to zrobi, po czym przychodzi do mnie z jakąś niemożliwą do spełnienia prośbą. A kiedy słyszy, że nie mogę tego zrobić, natychmiast wycofuje się z wcześniejszej obietnicy.

Po co obiecywać coś, czego nie zamierzasz zrobić? Po prostu powiedz, że nie możesz lub nie chcesz, a ja zwrócę się do kogoś innego. Ale mama tak nie potrafi. 

Zawsze musi robić z siebie widowisko, a na koniec obraża się, mimo że nie ma racji. Wiele razy wpakowałam się przez to w głupie sytuacje. Nie ma sensu strzępić sobie nerwów.

Powinnam była zerwać kontakt z matką, gdy tylko zaczęłam mieszkać osobno. Ale nigdy nie straciłam nadziei, że mama pozbędzie się swoich nawyków. 

Po każdej kłótni przysięgała, że to był ostatni raz. Poza tym od jakiegoś czasu zachowywała się normalnie. A ja wierzyłam, że od teraz już zawsze tak będzie.

To była ogromna głupota z mojej strony. Dopiero niedawno dotarło do mnie, że nie da się zmienić dorosłego człowieka.

Jest tylko jeden sposób, w jaki może się zmienić: musi sam tego chcieć. A moja mama najwyraźniej tego nie chce, mimo że za każdym razem twierdzi inaczej.

Niedawno mama znów zrobiła to samo i to w bardzo niewłaściwym momencie. To właściwie też jej specjalność: zawodzenie ludzi, tak żeby nie mieli czasu na znalezienie wyjścia z sytuacji.

Już mówię, co się stało. Bolał mnie ząb. Postanowiłam nie zwlekać, ponieważ ból był nie do zniesienia, i zadzwoniłam do mojego przyjaciela dentysty.

Zwykle ma wszystko zaplanowane z wyprzedzeniem.

To był jakiś głupi łut szczęścia. Kiedy zadzwoniłam, udało mi się umówić na sobotę tego samego tygodnia. Ale tu pojawił się problem! Nie miałam z kim zostawić syna. Mój mąż miał w sobotę zmianę.

Moja teściowa, która zwykle przychodzi nam z pomocą w takich przypadkach, bo mieszka dosłownie na sąsiedniej ulicy, wyjechała na dwa tygodnie do krewnych. Poza mamą nie mieliśmy do kogo zwrócić się o pomoc.

Więc przełamałam się i poprosiłam ją. Co więcej, w tych rzadkich przypadkach, gdy prosiłam ją o opiekę nad dzieckiem, o dziwo obywało się bez incydentów. Ta prośba była jedyną, którą mama spełniała.

Pomyślałam, że teraz też będzie dobrze, bo mama powiedziała, że chętnie zaopiekuje się wnukiem. Powiedziała, że mogłabym przyprowadzać go częściej.

Ale dzień przed wizytą u dentysty mama zadzwoniła i to nie tylko po to, by potwierdzić, o której mnie odwiedzi. Nagle przypomniała sobie, że jej balkon nie jest oszklony i poprosiła mnie o pieniądze na jego remont. Emerytura jej nie wystarczy.

Obawiałam się, że nasza rozmowa nie skończy się dobrze i wkrótce się to potwierdziło. Odpowiedziałam, że nie możemy dać jej całej kwoty od razu, bo jej po prostu nie mamy i zaproponowałam, że będę jej dawać pieniądze, ile się da, żeby zaoszczędziła i nazbierała sobie.

Mama jednak nie była zadowolona z takiego rozwiązania, bo potrzebowała przeszklonego balkonu już teraz. Chociaż przez wiele lat nie obchodziło jej, w jakim jest stanie.

Powtórzyłam, że nie mamy takich możliwości i raczej w najbliższym czasie nic się nie zmieni. A mama powiedziała, że w takim razie nie będzie siedziała z naszym synem. A kiedy zapytałam ją, dlaczego mama wyleciała ze swoim tekstem:

„Przecież ty dla mnie nic nie robisz! Dlaczego miałabym się dla ciebie poświęcić? Swoją drogą, moje zdrowie ostatnio szwankuje. I nie zamierzam marnować tego, co mi zostało. A czteroletnie dziecko to poważne obciążenie!".

A kto kilka dni temu powiedział, że siedzenie z wnukiem to sama radość? I dlaczego się zgodziła wcześniej? Na zdrowie też nigdy nie narzekała.

"To było wcześniej! A teraz wiele rzeczy jest dla mnie trudnych" - parsknęła mama. A ja wybuchłam płaczem. Krzyczałam, dlaczego nie mogła po prostu powiedzieć, że opieka nad wnukiem jest dla niej ciężarem? Dlaczego znowu musiała prosić o coś niemożliwego i to w tak złym momencie? Gdyby mama odmówiła wcześniej, miałabym czas, żeby coś wymyślić.

A potem przypomniałam jej o innych podobnych zdarzeniach. Kiedy zepsuł mi się samochód i poprosiłam mamę, by pożyczyła mi swój. Wtedy jeszcze jeździła autem.

Potrzebowałam samochodu tylko na jedną podróż. Mama przysięgła, że nie ma wtedy nic do załatwienia i nie ma problemu.

A jak przyszłam po kluczyki, mama nagle powiedziała, że potrzebuje pilnej pomocy w wyniesieniu śmieci z balkonu. Nie mogła zrobić tego sama. 

Ponieważ mi się spieszyło, zaproponowałam, że zrobimy to jak wrócę. Ale wtedy mama mi powiedziała, że mogę zapomnieć o aucie. A jeśli zrobię, o co mnie prosi to proszę bardzo, samochód jest mój.

Skończyło się na tym, że wydałam niezłą sumę na taksówkę za miasto.

Przypomniałam mamie, kiedy w dzieciństwie miała do mnie pretensje, że nie spełniam jej niemożliwych zachcianek. „Na wspominki cię wzięło!” - tylko tyle powiedziała mi mama, po czym rozległ się krótki dźwięk.

Nawet nie zadałam sobie trudu, żeby oddzwonić. Incydent z dentystą był ostatnią kroplą goryczy, a ja straciłam jakąkolwiek chęć na kontakty z matką. 

Musiałam przełożyć wizytę o kilka dni i męczyć się z bólem. Jednak ból zęba był niczym w porównaniu z bólem serca, jaki sprawiła mi matka.

Główne zdjęcie: wazne