Ostatnio wracałam z pracy do domu i usiadłam z zakupami przy wejściu do klatki schodowej, żeby trochę odpocząć. Mój sąsiad z góry, Pan Aleksander, siedział na ławce. Wydawał się smutny, więc zapytałam go o to, jak się czuje i z jakiego powodu jest smutny.

Pan Aleksander machnął ręką:

- Ach... Chyba niedługo nie będę ci więcej przeszkadzał, hałasując na górze...

Pomyślałam, że znowu ma czarne myśli i wyraziłam sprzeciw:

- Wcale nam Pan nie przeszkadza! Nie ma co tak myśleć, tyle jeszcze należy zrobić w życiu!

Sąsiad ponownie machnął ręką:

- Nie o to mi chodzi...

Siedzieliśmy z Panem Aleksandrem przez około godzinę i było oczywiste, że należy wysłuchać to, co człowiek chce powiedzieć. Opowiedział mi to, co ostatnio dzieje się w jego życiu.

Cofając się trochę wstecz, żeby było wszystko jasne - pięć lat temu nasz sąsiad został wdowcem - mieszkali razem z Panią Kasią, w tej samej klatce schodowej, w której nadal mieszka. Byli w starszym wieku, wszystko było w porządku, wychowali trójkę dzieci. Rok po pogrzebie Pan Aleksander zaczął komunikować się z sąsiadką, która też została wdową.

Stopniowo otworzyli się przed sobą. Pan Aleksander wprowadził się do dwupokojowego mieszkania starszej kobiety, a swoje trzypokojowe mieszkanie przepisał na najmłodszą córkę.

Mieszkanie było w dobrym stanie, gdyż Pan Aleksander potrafił wiele zrobić, więc rodzina córki, która wcześniej wynajmowała mieszkanie, po prostu przeprowadziła się do mieszkania Pana Aleksandra.

Natomiast starszy człowiek, który nie był przyzwyczajony do siedzenia bezczynnie, zaczął remontować mieszkanie swojej sąsiadki, Pani Natalii. Dobrze im się układało, odnaleźli siebie nawzajem i po prostu przyjemnie było patrzeć na to, jak dbają o siebie nawzajem.

Ale to szczęście nie trwało zbyt długo, gdyż dwa lata po przeprowadzce Pan Aleksander ponownie został wdowcem. Potem zaczął się czuć gorzej i wkrótce coraz rzadziej pojawiał się na podwórku.

Stało się jasne, że ich szybko starzejący się ojciec potrzebuje stałej opieki, a dzieci zebrały się razem, aby omówić ten problem. Zebrały się w trzypokojowym mieszkaniu, w którym wszyscy dorastały, a teraz mieszkała najmłodsza córka.

Ale nawet ona nie chciała wziąć na siebie odpowiedzialności za opiekę nad ojcem, powołując się na zapracowanie, i to pomimo tego, że aby to zrobić, wystarczyło zejść po schodach!

Pozostałe dzieci, syn i córka, również powiedzieli, że nie mogą przyjeżdżać i pomagać ojcu. Następnie najmłodsza córka powiedziała to, o czym cała rodzina myślała:

- Znajdźmy tacie dobry dom opieki, tam będą komfortowe warunki, a pieniądze ze sprzedaży mieszkania wystarczą na opłacenie usług.

Dzieci Pana Aleksandra poparły najmłodszą siostrę, a teraz miały do rozwiązania dwie kwestie - sprzedaż mieszkania, w którym obecnie mieszkał ich ojciec, i wybór domu opieki dla niego...

Po wysłuchaniu Pana Aleksandra byłam bardzo zasmucona - jak to możliwe, troje dzieci i żadne z nich nie chce zaopiekować się ojcem! Wydawało się, że to nie moja sprawa wtrącać się w ich sprawy rodzinne, ale one zachowały się okropnie...