Byliśmy zwykłą rodziną. Mama, tata, ja i mój brat Mateusz. Ogólnie rzecz biorąc, nie mam wiele do powiedzenia o swoim dzieciństwie. Chodziłam do szkoły, zakochiwałam się w chłopcach Miałam nawet przyjaciółkę, z którą rozmawiałam o serialach, i to chyba tyle.

Mój brat jest ode mnie starszy o 4 lata. Teraz mówi się, że to dobrze, kiedy siostra rodzi się później, bo brat może ją bronić. Chciałabym opowiedzieć, jak było u mnie. Chociaż uczęszczaliśmy do tej samej szkoły i mieliśmy to samo nazwisko, niewielu w ogóle wiedziało, że jesteśmy rodzeństwem.

Kiedy przyszłam na lekcję z gumą do żucia we włosach, wszyscy się ze mnie śmiali. I nawet wiedziałam, kto mi tę gumę przykleił. Ale mój brat nie stanął w mojej obronie. Nie dlatego, że się bał czy nie wiedział. Po prostu go to nie obchodziło. Zwalił to na jakieś dziecinne sprawy. Zapamiętałam to bardzo dobrze, ponieważ nie było nikogo, kto by mnie wtedy obronił.

Albo inny przykład. Podczas wakacji jeden chłopak zaczął się koło mnie kręcić. Mateusz go znał i to bardzo dobrze. Więc go zapytałam kto to taki, czy jest fajny. Przecież dzwonił do mnie cały czas i nie dawał mi spokoju.

Ale mój brat nic nie mówił, powiedział tylko, żebym nie robiła sobie nadziei na to, że z nas wyjdzie dobra para. Przecież jestem znacznie głupsza od niego, a on w ich grupie nie jest najbystrzejszy. Nie doradził mi niczego, a nawet upokorzył mnie.

Później okazało się, że naprawdę mnie polubił. Ale co poradzić, byliśmy młodzi, głupi. Potem poszedł do szkoły prywatnej. Teraz ma swoją własną firmę. Faktycznie głupi.

Ale ja też nie mogę narzekać. W wieku 23 lat wyszłam za mąż. Potem wszystko poszło zgodnie ze standardowym scenariuszem. Mieliśmy dzieci, wzięliśmy kredyt hipoteczny na mieszkanie, kupiliśmy samochód. Niestety mój mąż musiał wyjechać do Stanów Zjednoczonych do pracy. Wraca od czasu do czasu i u nas wszystko jest dobrze. Jednak odległość jest nadal sporym problemem.

A Mateusz poszedł inną drogą. Wziął ślub, a po 2 latach rozwiedli się. Była z tego straszna chryja, jego była nawet napisała do mnie, że jest bardzo rozczarowana naszą rodziną, nim i ogólnie wszystkim. Potem mój brat ożenił się po raz drugi i skończyło się to mniej więcej tak samo. Również rozwód, ale wszystko cicho i spokojnie, nawet trochę nudno.

Teraz jest kawalerem, płaci alimenty, pracuje na produkcji i wini za wszystko wszystkich, tylko nie swoją głupią osobowość. Mieszka, swoją drogą, z naszymi rodzicami. W końcu nie ma pieniędzy na osobne mieszkanie. Przez ten cały czas nie zbliżyliśmy się wcale, chociaż rozumiem, dlaczego.

Jeśli już w dzieciństwie nie byliśmy wystarczająco blisko, to teraz w tej sytuacji nawet go rozumiem. Jakie może być wsparcie od siostry, kiedy w życiu ma taki bałagan? No i mnie też można zrozumieć. Jak mam go wspierać, kiedy on nigdy przy mnie nie był?

Nasi rodzice są emerytami. Czasami pomagam im finansowo. W mojej rodzinie nie ma z tym problemu. Mąż dobrze zarabia, ja też pracuję, dobrze nam się układa. A im wiele nie trzeba. Tata ma dwie pasje: wędkowanie i naprawianie starych „rupieci”, które łatwiej jest wyrzucić niż naprawiać.

Mama jest gospodynią domową, ale czasami lubi kupić do domu książki. Nawet niekoniecznie je czyta, ale lubi sam proces i gromadzenie dobrych egzemplarzy, pięknych wydań. Ludzie często mówią, że kupowanie książek to osobne hobby. I ja ją w tym wspieram. Mogę po prostu przyjść i podarować jej dobry zbiór rzadkich dzieł, jeśli coś takiego znajdę w internecie. A na jedzenie i ubrania im starcza.

Ale niedawno bratu zepsuło się auto, droga sprawa, więc potrzebne są pieniądze. Ostatnio dorabiał sobie jako taksówkarz, więc trzeba było szybko działać. Ale on nie ma pieniędzy. Rodzice też nie mają takich sum. Oczywiście wszyscy wtedy pomyśleli o mnie.

Najpierw mama zasugerowała, że mogłabym pomóc w tej sytuacji. Potem ojciec zadzwonił. Mateusz też do mnie napisał, że chciałby się spotkać i porozmawiać. Ja już dobrze wiem, o czym chce ze mną porozmawiać. Tylko, że mnie to nie za bardzo obchodzi.

Nie zrozum mnie źle, zdaję sobie sprawę, że przechodzi przez trudny okres. I w końcu to rodzina. Ale to pokrewieństwo jest tylko na papierze. W rzeczywistości to obcy człowiek, który przez całe życie ignorował mnie i traktował jak cień. Więc co mam zrobić, rzucić wszystko i pobiec mu z pomocą? Dlaczego miałabym to zrobić?

Chcę być stanowcza i po prostu powiedzieć „nie”. Zdaję sobie sprawę, że byłaby to zdrada wobec moich rodziców, a oni z pewnością stanęliby po jego stronie. Przecież mieszkają z nim i jest im bliższy. Jest ich synem, ich spadkobiercą. A kim ja jestem? Po prostu córką, która teraz żyje osobno, mam swoją rodzinę... Chodzi o stosunek, nie chodzi w ogóle o pieniądze, chodzi o zasady.

Dokąd to może prowadzić w przyszłości?  Pożyjemy, zobaczymy. Ale mam zamiar postawić na swoim i postępować zgodnie z rozsądkiem. Jak mnie traktowali w przeszłości, tak teraz będę odpowiadać. Co zrobić? Życie toczy się własnym torem.

Główne zdjęcie: wazne