Nigdy nie przepadałam za partnerką mojego syna. Ale to jego sprawa, nie narzucałam mu swojego punktu widzenia. Kiedy postanowił się ożenić, zainwestowałam w wesele wszystkie oszczędności. To było wspaniałe przyjęcie. Tyle że zaraz potem pojawiły się problemy.
Synowa chciała, żebym zamieniła 3-pokojowe mieszkanie i przekazała część pieniędzy synowi, by mógł kupić własne mieszkanie. Nie podobał mi się ten pomysł. Po pierwsze, nie chcę się nigdzie przeprowadzać. Po drugie, mam jeszcze córkę.
Nie jest mężatką, ale mieszka osobno i spłaca kredyt hipoteczny. Córka nigdy nie rościła sobie praw do mojego mieszkania. Byłoby jednak sprawiedliwe, gdyby dzieci podzieliły między sobą mieszkanie po równo, kiedy mnie już nie będzie.
W każdym razie, pokłóciłam się z synową. Nazwała mnie egoistką, mówiąc, że nie chcę pomagać synowi. Ale nie mogę tego robić przez całe życie! On nie jest już małym chłopcem, musi sam utrzymywać rodzinę i myśleć o przyszłości. Po tej kłótni prawie się do siebie nie odzywaliśmy. Wyglądało to tak, jakby żona zabroniła mu to robić.
Któregoś dnia zadzwonił i powiedział: „Mamo, zostaniesz babcią!”. Natychmiast się rozpłynęłam, myśląc, że teraz będziemy mogli naprawić nasze relacje. Pojechałam do nich, kupiłam tort, chciałam wszystko naprawić. Ale synowa znowu wróciła do tamtego tematu. Ona chce mieć własne mieszkanie.
Postanowiłam wrócić do domu, ale od tamtej pory przestaliśmy znowu rozmawiać. Nie poproszono mnie nawet o pomoc w przygotowaniu wszystkiego co niezbędne przed powrotem ze szpitala z noworodkiem. O tym, że synowa urodziła, dowiedziałam się dopiero tydzień później, kiedy zadzwonił do mnie syn.
Wtedy słuchawkę przejęła jego żona. Diana powiedziała, że nie muszę niczego kupować, najlepszym prezentem będą pieniądze. Rozumiałam, że z takiej okazji prezent musi być pokaźny. Postanowiłam oddać wszystkie swoje oszczędności. Tak właśnie zrobiłam.
Nie zdążyłam wejść do środka, jak synowa od razu zajrzała do koperty i prychnęła niezadowolona. Pewnie uważa, że mam w domu sejf pełen pieniędzy. Mówię ci! Postanowiłam nie zostawać zbyt długo w ich mieszkaniu.
Zobaczyłam wnuka i wróciłam do domu. Od tamtej pory młoda rodzina nie zapraszała mnie do siebie. Na początku się nie narzucałam, gdyż młoda rodzina musi się przyzwyczaić do bycia rodzicami.
Kilka miesięcy później postanowiłam zadzwonić sama. Tym razem podarowałam wnukowi ubranka i pieluszki. Tyle że Diana tego nie doceniła. Znowu powiedziała, że potrzebują pieniędzy, a nie jakichś szmat. Tak właśnie powiedziała! Poczułam się bardzo zraniona i rozgoryczona, że moje wysiłki nie zostały docenione.
Jestem zmęczona, że ona ciągle narzeka. Mój syn przestał do mnie dzwonić. Dopiero niedawno zadzwonił do mnie, żeby powiedzieć, że niedługo są urodziny mojego wnuka. Powiedział, że mogę (tak, właśnie tak powiedział) przyjść do nich.
Najważniejsze, żebym nie zapomniała o prezencie. Potem synowa przejęła słuchawkę i podała mi dokładną kwotę, jaką powinnam przynieść. To niewiarygodne! Nie mam nawet takich pieniędzy.
Nie wiem, co robić. Chcę widywać wnuka i być zaangażowana w jego wychowanie. Ale czy to będzie możliwe, skoro nie chcą ode mnie nic poza pieniędzmi? Nie zdziwię się, jeśli w przyszłości synowa zacznie opowiadać dziecku, jaką ma złą babcię. Bardzo się tego boję!
Główne zdjęcie: wazne